Yankee Candle Q3 2020 Campfire Nights

Jesienna kolekcja od Yankee Candle Campfire Nights znowu pojawiła się na rynku bardzo wcześnie. Nie raz już wspominałam na blogu, że nie jestem zwolenniczką takiego przesuwania sezonów i życia przyszłością. Aktualnie z pogodą bywa różnie, ale taki właśnie urok jesieni! Jest to zdecydowanie mój ulubiony sezon, w którym świece mają jeszcze większy klimat, a wyjście na zewnątrz wiążę się z koniecznością założenia ciepłego swetra i wełnianej czapki. Dzisiaj chciałabym przybliżyć Wam nieco Campfire Nights i to jak wypadła, według mojego nosa. Zapraszam! 

Yankee Candle Q3 2020 Campfire Nights

W skład tego wydania wchodzą cztery zapachy:

        🍃 Warm & Cosy 
        🍃 Pecan Pie Bites
        🍃 Crisp Campfire Apples
        🍃 A Night Under The Stars




Warm & Cosy Yankee Candle

Piękna noc przy ognisku; owijasz się miękkim kocem a w powietrzu unoszą się świeże nuty cedru, kaszmiru i eukaliptusa.
🍃 nuty głowy: mięta pieprzowa, eukaliptus
🍃 nuty serca: kaszmir, drzewo cedrowe, złoty bursztyn
🍃 nuty bazy: paczula, palone drewno, piżmo

Niestety w tym przypadku spodziewałam się większej rewelacji. Zacznę jednak może od etykiety, która całkowicie mnie kupiła (wiem, że nie tylko mnie!). Pianki pieczone nad ogniskiem obok osoby, którą się kocha. Jestem na tak! Co do samego zapachu Warm & Cosy - według mojego nosa ma on dwa oblicza. nie jest tak oczywisty jak mogłoby się wydawać. Po odpaleniu na pierwszy plan wysuwają się tutaj męskie nuty za sprawą mięty i eukaliptusa. Po chwili czuć lekkie otulające nuty kaszmiru, zdecydowanie perfumeryjne. Mimo wszystko zapach nie zostanie moim ulubieńcem, liczyłam na coś bardziej przytulnego i niestety jest zbyt męski dla mnie. 



Pecan Pie Bites Yankee Candle

Podziel się z kimś bliskim tym miniaturowym słodkim smakołykiem wypełnionym prażonymi orzechami pekan.

🍃 nuty głowy: liść cynamonu, palony cukier, surowy miód
🍃 nuty serca: orzechy laskowe, orzechy pekan, gorzka czekolada 
🍃 nuty bazy: goździki, drewno dębowe, wędzony cedr

Szczerze mówiąc trochę obawiałam się, że będzie to zapach zbyt ciężki, gryzący w nos od nadmiaru przypraw albo zalatujący rosołem. Jak się okazało mój strach był na wyrost, bo zapach Pecan Pie Bites jest typowo jedzeniowy, słodki i niezwykle apetyczny - pełen miodu, orzechów i czekolady. Wszystko jest ze sobą bardzo spójne, idealnie wyważone. Zapach cudownie wpisuje się na wieczory spędzone pod kocem, z kubkiem gorącego kakao, przy ulubionym serialu. Zdecydowanie jest to mój numer jeden kolekcji jesiennej! 



Crisp Campfire Apples Yankee Candle

Świeżo zebrane, jesienne jabłka pieczone nad ogniskiem w rześki, jesienny wieczór.
🍃 nuty głowy: jabłko, goździk, liście mandarynki
🍃 nuty serca: laski cynamonu, liście dębu
🍃 nuty bazy: ziarna tonka, jasne drzewo

 
Klasyka, bez której żadna jesień obyć się nie może, czyli Yankee Candle Crisp Campfire Apples i kolejna kombinacja jabłek z cynamonem. Czy w tym temacie coś może jeszcze nas zaskoczyć? Okazuje się, że tak! Jak pachnie? Jak chłodny, jesienny wieczór przy ognisku, gdzie zapach słodkich, pieczonych jabłek posypanych cynamonem miesza się z aromatem palonego drewna i soczystą nutą świeżych owoców, dopiero co obieranych ze skórki i przygotowanych do pieczenia. Całość jest naprawdę ciekawa, intrygująca i nie tak oklepana. 



A Night Under The Stars Yankee Candle

Drzewno-korzenny zapach: wyrafinowana kompozycja róży, zapachu skóry i wyrzuconego na brzeg drewna.
🍃 nuty głowy: zapach skóry, przyprawy, suche drewno
🍃 nuty serca: goździk, szafran, róża
🍃 nuty bazy: kadzidło, paczula, drzewo cedrowe


A Night Under The Stars nie jest jesiennym klasykiem,  jest jak spędzanie czasu na tarasie lub w ogrodzie w letnią noc. To pora, kiedy zmysły są wrażliwsze, a gwiazdy i świerszcze wprowadzają nieco iluzoryczny nastrój. To w nich tkwi tajemnica, którą dodatkowo wzmacniają automaty paczuli, goździków, kadzidła, drzewa cedrowego oraz skóry. Całość jest perfumeryjna, świeża, nieco chłodna w odbiorze, ale na szczęście nie jest męska. Niestety jest też bardzo delikatny, podejrzewam, że świeca może być naprawdę słabo wyczuwalna. 



Podsumowanie

Jesienna kolekcja Yankee Candle Q3 2020 Campfire Nights zawiera w sobie zapach zapewne dla każdego nosa. Jestem gotowa na tegoroczną jesień! Lista serialów, które chce obejrzeć spisana, Simsy czekają  i nie mogę się doczekać jeszcze dłuższych wieczorów, aby móc cieszyć się jesiennymi zapachami. 



Poznałaś już jesienną kolekcję? Który zapach najbardziej przypadł Ci do gustu?


Pielęgnacja cery z marką Dermaquest

Blogując poznaję wciąż nowe marki, producentów i sklepy oferujące każdy typ kosmetyku. Nie będę ukrywać, że dużego kopa w kierunku dbania o moją cerę dał mi blog. Im więcej poświęcam mu czasu pod kątem kosmetycznym, tym bardziej świadoma staję się w doborze odpowiednich kosmetyków do mojej cery i tym większą przyjemność mi to sprawia.

W dzisiejszym wpisie chciałabym przedstawić Wam całkowicie mi wcześniej nieznaną markę Dermaquest, zaopatrzyłam się w nią ze sklepu 4skin. Wspomnę, że są to produkty z wyższej półki cenowej, dlatego poprzeczkę miały postawioną naprawdę wysoko!


Dermaquest, Terapeutyczny olejek myjący do twarzy

Zastosowanie ma tutaj podstawowa zasada chemii: tłuszcz wiąże tłuszcz. W wyniku czego olejek bez większych problemów „ściąga” ze skóry wszystko to co, tłuste – resztki kremu, makijażu, zanieczyszczeń oraz nadmiar sebum. Nakładamy na suchą twarz, masujemy by połączył się z naszym makijażem, a następnie zmywamy całość ściereczką namoczoną ciepłą wodą. Wtedy olejek emulguje się i znika razem z podkładem i całą resztą. 

Olejek Dermaquest ma piękny, świeży zapach, przyjemną konsystencję, która sprawia że aplikacja jest przyjemnością. Kiedy zmywamy go oczywiście nie ma mowy o żadnym ściągnięciu, poczuciu suchości, nie dochodzi też do naruszenia bariery ochronnej naszej skóry.
Jak wrażenia po jego stosowaniu? Oczywiście skóra jest dobrze umyta - u mnie olejek radził sobie z każdym podkładem bez większego problemu. Nawet z tymi trwałymi, zasychającymi. Zmywałam nim też makijaż oczu i eyelinery oraz kredki - tutaj też dał sobie radę. Bez problemu radzi sobie z wodoodpornym makijażem, a przenikając do głębszych warstw naszej skóry, potrafią usunąć  zgromadzone tam zanieczyszczenia. Po takim zabiegu pielęgnacyjnym od razu możemy zauważyć, że skóra jest czysta i wygładzona, a do tego bardzo miękka i nawilżona.



Dermaquest, Żel do mycia głęboko oczyszczający

Jest do obowiązkowo drugi krok w oczyszczaniu mojej cery. Antybakteryjno-enzymatyczny żel do mycia skóry z kwasem migdałowym Dermaquest to połączenie kwasu migdałowego (5%) oraz kwasu nordihydrogwajaretowego (1%) pozwala na zmniejszenie wydzielania łoju, redukcję stanów zapalnych, obkurczenie porów, pozbycie się zaskórników i krostek. Składniki aktywne, które znajdziemy w żelu: 5% Kwas migdałowy, 1% kwas nordihydrogwajaretowy NDGA, 3% Bromelaina, 3% Papaina i olejek z drzewa herbacianego.
Po aplikacji żelu na dłonie od razu czuć specyficzny zapach produktu - mowa tutaj oczywiście o olejku z drzewa herbacianego, który znajduję się w składzie. Nie jest to natomiast drażniące dla nosa, po zmyciu z twarzy absolutnie nie jest wyczuwalny. Żel ładnie się pieni, wystarczy dosłownie odrobina. Produkt spełnił wszystkie moje oczekiwania. Jest silny i delikatny zarazem. Po umyciu nim skóra jest bardzo gładka i miękka, jakbym zafundowała jej peeling i maseczkę w jednym. Systematyczne używanie oczyszcza pory i zapobiega powstawaniu zaskórników. Nie wysusza twarzy, nie zapycha, nie ściąga. 




Produkt rekomendowany dla każdego typu skóry. Dzięki zawartości kwasu hialuronowego w składzie posiada działanie intensywnie nawilżające i odżywiające. Błyskawicznie pomaga przywracać komfort suchej, łuszczącej się skórze. Zawarty w preparacie skwalan, fosfolipidy i kwas linolowy uzupełniają cement międzykomórkowy, zabezpieczając skórę przed nadmierną utratą wody oraz stymulują jej regenerację.
Krem jest aksamitnie gładki i ma przyjemną, lekką konsystencję. Krem ma mocno nawilżać, odżywiać i wygładzać skórę i rzeczywiście udaje mu się spełnić tę obietnicę. Po nałożeniu na skórę ma się wrażenie, że została ona otulona miękką kołderką. Nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń do działania kremu – to moim zdaniem jeden z lepszych kremów regenerująco – nawilżających na rynku. Moja skóra jest bowiem humorzasta. Tłusta, trądzikowa i choć nie jest nadwrażliwa, czyli nie straszne jej warunki atmosferyczne, to kiepski kosmetyk może popsuć jej humor, a ta daje mi wtedy popalić. Mimo tego, że mam problemy z trądzikiem, to powtarzam głośno, że skóry takiej nie wolno przesuszyć. Należy ją jak najwięcej nawilżać, bo przesuszona zacznie produkować dużo więcej łoju, co zwiększy powstawanie zmian na skórze. Na dzień stosuję lekkie kosmetyki nawilżające, ale na noc pozwalam sobie na takie, które nawilżą ją mocniej, a zimą także odżywią.



Produkt zalecany szczególnie dla skór problematycznych, łojotokowych czy w przebiegu trądziku pospolitego i różowatego. Dzięki zawartości tlenku cynku w składzie wykazuje działanie kojące, łagodzące i przyspieszające regenerację. Może być stosowany jako kosmetyk gojący po inwazyjnych procedurach z zakresu kosmetologii, laseroterapii czy medycyny estetycznej.
Krem Dermaquest ma w sobie witaminę C, ale na tyle niewiele, że mnie nie podrażnia. Właściwie ta witamina C trzyma raczej tylko zewnętrzną straż antyoksydacyjną. Razem z witaminą E chronią skórę przed wolnymi rodnikami, które namnażają się pod wpływem słońca i niszczą kolagen. Na tej zasadzie antyoksydanty działają przeciwzmarszczkowo. Jest lekko beżowy i naturalnie wyrównuje koloryt. U mnie niestety odpada stosowanie go samodzielnie bez nałożenia po chwili podkładu - po prostu jest dla mnie zbyt ciemny i na mojej twarzy wygląda jak pomarańcza. Moja przygoda z tym kremem to była wojna podjazdowa. Mocno się zastanawiałam na etapie prób. Krem wydawał mi się lekko tępy w nakładaniu i bałam się, że mnie zapcha. Ale absolutnie nie jest komedogenny, wręcz przeciwnie, ma właściwości gojące i normalizujące pracę gruczołów łojowych. Sheer Zinc SPF 30 zapewnia ochronę przeciwsłoneczną na ok. 8 godzin, a więc spokojnie możesz na nim polegać przez cały dzień. Chyba że jesteś na słońcu i się pocisz, wtedy warto się jednak dosmarować, bo każdy kontakt z wodą – nawet własną 🙂 – wymaga dodatkowej aplikacji.



Podsumowanie

Jestem zadowolona ze swojego nowego zestawu pielęgnacyjnego, zauważyłam, że mam mniej typowych płytkich, czarnych wągrów. Moja twarz jest zadowolona, oczyszczona i z tego bardzo się cieszę. Jedyny minus dostał ostatni krem z SPF30 za swój kolor, który nie podpasuje bladziochom takim jak ja. 



Jak wygląda Twój rytuał pielęgnacyjny?

Pierwsze spotkania z Timeless oraz Pyunkang Yul

Mam słabość do kosmetyków w prostych opakowaniach, za to z bogatym wnętrzem. Do formuł bez sztucznego zapachu, za to z wysokim procentem substancji aktywnych. Do lekkich konsystencji i dobrych cen. Czasami jest tak, że już po pierwszych kilku użyciach wiem, że to jest strzał w dziesiątkę, a czasami dany produkt jednak musi się rozkręcić. 

Dzisiaj przychodzę do Was z markami jak dotąd mi nieznanymi, więc tym większą frajdę miałam zaczynając testy! Mowa tutaj o serum z Witaminą C i E Oraz Kwasem Ferulowym Timeless oraz nawilżającą ampułką opartą na ekstrakcie z cynowodu chińskiego Pyunkang Yul. Oba produkty zamówiłam ponownie ze sklepu cosibella.pl, jeszcze nigdy mnie nie zawiedli :)


Timeless, Serum z Witaminą C i E Oraz Kwasem Ferulowym

Witamina C to silny przeciwutleniacz, który rozjaśnia cerę, wyrównuje koloryt skóry oraz rozjaśnia przebarwienia i zapobiega ich powstawaniu. Kwas ferulowy posiada właściwości antyoksydacyjne. Serum zawiera także kwas hialuronowy o działaniu silnie nawilżającym, witaminę E, która działa antyoksydacyjnie oraz pantenol, który koi i łagodzi oraz zmniejsza podrażnienia. 

Nigdy nie jest ani za późno, ani za wcześnie na witaminę C. To kosmetyk dla każdej grupy wiekowej. Dla kobiet i mężczyzn. Jego lekka, płynna, bezzapachowa formuła  nadaje się o wszystkich rodzajów skóry (w tym trądzikowej). Nie mniej jednak, osoby z trądzikiem różowatym lub bardzo wrażliwą skórą powinny zachować ostrożność, ponieważ silne stężenia kwasu askorbinowego może być potencjalnie uczulające. Najlepiej przed pierwszym użyciem wykonajcie test płatkowy.


Witamina C to przeciwutleniacz, który zwalcza wolne rodniki, zwiększa produkcję kolagenu, poprawia barierę ochronną skóry, wyrównuje koloryt i zmniejsza przebarwienia. Możecie też liczyć na zmniejszenie widoczności drobnych linii i zmarszczek. Pierwsze efekty pojawią się szybko, skóra stanie się jaśniejsza i bardziej promienna. To jedna z niewielu substancji, która działa  tak spektakularnie w taki szybkim czasie. Serum z Timeless ma lekką, nieklejącą konsystencję, która dobrze się rozprowadza i szybko wchłania. 


Jeśli zastanawiasz się, kiedy najlepiej stosować serum  z witaminą C, odpowiedź brzmi – zarówno rano, jak i wieczorem, po oczyszczeniu i tonizacji. Ze względu na to, że witamina C zapewnia ochronę przed czynnikami, które powodują stres skóry, takimi jak: zanieczyszczenia, promienie UV i wolne rodniki – poranne stosowanie serum antyoksydacyjnego wydaje się być najlepszą drogą, aby w pełni wykorzystać cenne działanie.  Chociaż witamina C nie zastąpi ochrony przeciwsłonecznej, stosowana wraz z filtrem UV, zwiększy ochronę cery przed uszkodzeniami. To ważne, bo skóra każdego dnia ma kontakt zanieczyszczeniami takimi jak: spaliny samochodowe, dym papierosowy i wszechobecne chemikalia. Jeśli nie stosujesz (lub robisz sobie przerwę) od produktów z kwasami czy retinolem, serum z witaminą C sprawdzi się także na noc, ponieważ delikatnie złuszcza i przyspiesza odnowę komórkową. Aby zmaksymalizować efekt przeciwstarzeniowy, serum stosuj dwa razy dziennie jako intensywną kurację. 


Nie żałuję ani trochę tego zakupu w ciemno, bo tym razem okazało się strzałem w dziesiątkę. Moja skóra jest bardziej napięta, rozpromieniona, rozjaśniona, a koloryt ujednolicony. Co więcej skóra jest lekko grubsza w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Przy pojawianiu się pojedynczych niedoskonałości na skórze serum przyspiesza ich gojenie się i zapobiega powstawaniu blizn i przebarwień. 



Timeless, Serum z Witaminą C i E Oraz Kwasem Ferulowym - skład 

  • witamina C - jest silnym przeciwutleniaczem oraz posiada właściwości przeciwzapalne, rozjaśnia skórę,
  • kwas ferulowy - antyoksydant, wspomaga w walce ze starzeniem się skóry,
  • witamina E - silny antyoksydant, przeciwutleniacz, 
  • pantenol - koi i łagodzi skórę, zmniejsza podrażnienia.

Water, Ethoxydiglycol, L-Ascorbic Acid, Propylene Glycol, Alpha Tocopherol, Polysorbate 80, Panthenol, Ferulic Acid, Sodium Hyaluronate, Benzylalcohol, Dehydroacetic Acid




Pyunkang Yul, Ampułka nawilżająca

Nawilżająca ampułka oparta na ekstrakcie z cynowodu chińskiego, który posiada szerokie spektrum działania. Składnik ten reguluje wydzielanie sebum, działa przeciwzapalnie, a także koi i regeneruje podrażnioną skórę. Serum nie pozostawia tłustego filmu na skórze i szybko się wchłania. Może być stosowane rano i wieczorem po oczyszczeniu i tonizacji skóry.

 


Pyunkang Yul Moisture Ampoule zamknięta jest w butelce o pojemności 100 ml, wykonanej z niebieskiego szkła. Widnieje na niej biała, estetyczna etykietka z nazwą produktu, jego pojemnością oraz składnikami. Reszta informacji, jest jedynie w języku koreańskim 😉 Do dozowania kosmetyku, służy wygodna, szklana pipetka, a na jego zużycie mamy 12 miesięcy od momentu otwarcia.


Nigdy wcześniej nie używałam produktu tego typu, zatem zupełnie nie wiedziałam, czego się spodziewać. Kiedy pierwszy raz nałożyłam ten kosmetyk na skórę, byłam zaskoczona, ale nie było to miłe zaskoczenie. Ampułka iż jest tak gęsta, że w trakcie rozprowadzania zrobiła się tępa w konsystencji, a w dodatku niesamowicie klejąca. Wynikało to również z tego, że nałożyłam jej całkiem sporo. Na szczęście po chwili, produkt wchłonął się i nie miałam żadnego problemu z nałożeniem kolejnych kroków pielęgnacji. Tak naprawdę, 3-4 krople tego kosmetyku, spokojnie wystarczają na całą twarz, szyję i dekolt. Mamy więc tutaj znowu mega wydajność, co jest ogromnym plusem tych produktów. Ampułkę stosuję 2-3 razy w tygodniu, najczęściej na noc.


Produkt mnie nie podrażnił, i nie spowodował póki co żadnego wysypu nieproszonych gości. 


Ten kosmetyk, zapewnia naprawdę wspaniałe nawilżenie! Po kilku użyciach skóra jest wyraźnie ujędrniona, odżywiona, wygładzona, uelastyczniona i promienna. Świetnie sprawdza się również stosowana pod maseczkę w płachcie, bo dodatkowo wzmacnia jej działanie. 



Pyunkang Yul, Ampułka nawilżająca - skład

  • ekstrakt z cynowodu chińskiego - reguluje pracę gruczołów łojowych, koi, działa przeciwzapalnie, przyspiesza gojenie i regenerację.

Cooptis Chinensis Root Extract, Polysorbate 80, PEG-150 Distearate, Polysorbate 20, 1,2-Hexanediol, Glyceryl Caprylate




Podsumowanie

Jak widzicie jestem naprawdę zadowolona z obu produktów! Pyunkang Yul ma niestety ode mnie tylko jeden minus, jak wspominałam - za konsystencję przy nakładaniu. Mimo wszystko mam ochotę na więcej kosmetyków obu marek, które testowałam. 




Testowałaś produkty wyżej zaprezentowanych marek?


Jesienne nowości w pielęgnacji twarzy 🍁 The Ordinary oraz Purles

Być może do tej pory jeszcze ktoś się oszukiwał, ale teraz już chyba nie ma złudzeń - jesień zbliża się WIELKIMI krokami! U mnie każda nowa pora roku wiąże się z małymi zmianami w codziennej pielęgnacji i tym razem nic się nie zmieniło. Dzisiaj chciałabym Wam przedstawić dwa produkty, które wprowadziłam już jakiś czas temu do swojej pielęgnacji - mowa tutaj o The Ordinary serum pod oczy Caffeine Solution 5% + EGCG oraz eksfoliującym kremie wzmacniającym Purles 120 Restoring Night Peel. Oba kosmetyki zamówiłam ze sklepu cosibella.pl



The Ordinary - Caffeine Solution 5% + EGCG

Lekkie serum na bazie wody pod oczy. Zawiera wysokie stężenie kofeiny, która pobudza mikrokrążenie w skórze oraz obkurcza naczynia krwionośne, dzięki czemu pomaga w zmniejszeniu opuchlizny oka oraz działa rozjaśniająco na cienie pod oczami...


Serum znajduje się w szklanym, niewielkim opakowaniu z kroplomierzem ułatwiającym dozowanie produktu. Apteczno-minimalistyczna buteleczka prezentuje się bardzo klasycznie. W składzie kosmetyku mamy wysokie bo, aż 5% stężenie kofeiny oraz ekstrakt z zielonej herbaty. Formuła jest wodnista, delikatnie tłusta, ale dość szybko się wchłania stosowana pod krem.  „Caffeine Solution 5% + EGCG” możemy aplikować zarówno rano jak i wieczorem wykonując delikatny masaż okolicy pod oczami. Produkt aplikowany rano dobrze współgra ze wszystkimi korektorami pod oczy i ich nie rozwarstwia. Serum kofeinowe raczej nie ma wystarczających właściwości nawilżających, dlatego zawsze po nim nakładam jakiś lekki krem pod oczy.

Jeśli macie problem z zasinioną skórą pod oczami, to pewnie jak ja przetestowałyście już ze 100 kremów i dobre wiecie, że  mało który daje jakiekolwiek efekty. Domowe sposoby, często są delikatnie widoczne, ale kto ma na to czas, szczególnie rano? Moje cienie są dość ciemne i budzę się z nimi codziennie, niezależnie od ilości snu, po prostu mam bardzo cienką skórę pod oczami i taki już mój urok. 


Płyn od razu po aplikacji wygładza skórę w dotyku, po nocy z nałożonym serum są widocznie jaśniejsze, choć w moim przypadku nie znikają całkowicie, to efekt i tak jest widoczny. Jednak serum nie zawsze działa tak samo, czasem daje lepsze, czasem gorsze efekty, tu znaczenie ma ilość i jakość mojego snu. Koi opuchnięcia i obrzęki wokół oczu, za co naprawdę go lubię! Dodatkowo jest naprawdę mega wydajny.




The Ordinary - Caffeine Solution 5% + EGCG - skład 

  • kofeina - pobudza mikrokrążenie, obkurcza naczynia krwionośne, zmniejsza opuchliznę i rozjaśnia cienie pod oczami,
  • EGCG - związek z grupy flawonoidów o działaniu przeciwutleniającym, wzmacniającym i opóźniającym starzenie skóry,
  • kwas hialuronowy - wielkocząsteczkowy kwas hialuronowy, zapobiega utracie wody z naskórka, nawilża,
  • kwas mlekowy - alfa-hydroksykwas, działa silnie nawilżająco.

Aqua (Water), Caffeine, Maltodextrin, Glycerin, Propanediol, Epigallocatechin Gallatyl Glucoside, Gallyl Glucoside, Hyaluronic Acid, Oxidized Glutathione, Melanin, Glycine Soja (Soybean) Seed Extract, Urea, Pentylene Glycol, Hydroxyethylcellulose, Polyacrylate Crosspolymer-6, Xanthan gum, Lactic Acid, Dehydroacetic Acid, Trisodium Ethylenediamine Disuccinate, Propyl Gallate, Dimethyl Isosorbide, Benzyl Alcohol, 1,2-Hexanediol, Ethylhexylglycerin, Phenoxyethanol, Caprylyl Glycol.





Purles - 120 Restoring Night Peel

Całonocny krem z kwasami o działaniu eksfoliującym. Zawiera 10% ekstraktu z liści aloesu, który działa przeciwzapalnie, koi i łagodzi podrażnienia oraz nawilża skórę, 3% kwasu fitowego o działaniu antyoksydacyjnym, rozjaśniającym i złuszczającym oraz 2% kwasu azelainowego, który działa przeciwzapalnie i ujednolica koloryt skóry. Formuła została wzbogacona także o tokoferol, który odżywia i ochrania skórę. Krem ma lekką, żelową konsystencję, która szybko się wchłania, pozostawiając skórę miękką w dotyku.

Krem znajduje się w plastikowym pojemniku, przyznam że estetycznym i poręcznym, posiada pompkę, która odmierza odpowiednią ilość produktu do zaaplikowania. Nie zacina się, nie wydaje za dużo produktu, dzięki czemu krem jest wydajny i starczy na minimum dwa miesiące regularnego stosowania każdego dnia, wieczorem. 


Sam krem ma bardzo lekką konsystencję, która ładnie i szybko wchłania się w skórę. Naprawdę używa się go z wielką przyjemnością. Nie pozostawia na skórze tłustego filmu, od razu po aplikacji skóra jest komfortowa.


Krem Purles ma lekką formułę i bogate działanie.  Nawilżanie skóry tłustej jest równie istotnym elementem pielęgnacji jak oczyszczanie – brak odpowiedniego nawilżenia skutkuje zwiększonym wydzielaniem sebum.  Eksfoliujący Krem Wzmacniający jest aktualnie dla mnie najlepszym rozwiązaniem. Ekstrakt z aloesu, który znajduje się w składzie, świetnie utrzymuje odpowiednie nawilżenie naszej skóry, dodatkowo łagodzi powstałe podrażnienia. Jestem w stanie potwierdzić właściwości łagodzące, na które wcale nie musiałam z utęsknieniem czekać - wspaniale łagodzi, przyspiesza gojenie trudnych zmian oraz sprzyja szybszemu wchłanianiu się świeżych przebarwień potrądzikowych. Co ważne, nie obciąża skóry i nie zatyka porów.



Purles - 120 Restoring Night Peel - skład

  • ekstrakt z aloesu - koi i łagodzi podrażnienia, nawilża,
  • 3% kwas fitowy - silny antyoksydant, rozjaśnia, wykazuje działanie złuszczające i obkurczające naczynia krwionośne,
  • 2% kwas azelainowy - rozjaśnia przebarwienia, ujednolica koloryt skóry, działa przeciwzapalnie,
  • witamina E - silny antyoksydant, działa przeciwzmarszczkowo, odżywczo i ochronnie.

Aqua (Water), Aloe Barbadenssis Extract, Glycerin, Phytic Acid, Azelaic Acid, Sodium Hyroxide, Acrylamide/Sodium Acrylodimethyltaurate Copolymer, Dicaprylyl Carbonate, Cetearyl Alcohol, Isohexadecane, Cyclopentasiloxane, Tocopheryl Acetate, Polysorbate 80, Disodium EDTA, Sodium Cetearyl Sulfate, Sodium Lauryl Sulfate, Tocopherol, Phenoexyethanol, Ethylhexylglycerin, Parfum (Fragrance)


Takie produkty wprowadziłam do mojej pielęgnacji jesiennej! Jestem bardzo ciekawa, czy znacie któryś z tych kosmetyków? Jeśli macie cerę tłustą/mieszaną, to napiszcie proszę, czego Wy używacie. 


    Vita Liberata Beauty Blur Skin Tone Optimizer oraz Esthederm Cellular Water Mist | Topestetic

    Pasja do zdrowo opalonej skóry to fenomen, któremu warto ulec, jeśli nie lubimy lub nie chcemy wylegiwać się na słońcu. Vita Liberata od lat łączy kosmetyki pielęgnacyjne z samoopalającymi, ponieważ jej celem jest piękna skóra, nie tylko z wyglądu. 


    Przyznam, że o wodach komórkowych wiedziałam do tej pory niewiele. Miałam możliwość przeczytania kilku recenzji produktów tego typu, ale nie było kiedy wypróbować ich osobiście. Kiedy jednak trafiła mi się okazja, aby przetestować ten rodzaj kosmetyku, postanowiłam się skusić i zobaczyć czy zauważę jakieś działanie na sobie. 


    Polubiłam się tylko z jednym produktem, natomiast drugi, nie zrobił na mnie wrażenia. Ciekawi? Zapraszam do dalszej lektury!



    Vita Liberata, Beauty Blur Skin Tone Optimizer

    Jest zarówno lekkim podkładem nawilżającym jak i produktem wykończeniowym w jednym! Technologia Advoganic uaktywnia certyfikowane ekstrakty organiczne, zapewniając doskonałe nawilżenie skóry. Produkt poprawia koloryt skóry i nadaje jej naturalny blask. 
    Minimalizuje widoczność przebarwień oraz niedoskonałości na skórze, nadając jej efekt wygładzenia. Beauty Blur idealnie odbijaja światło, dzięki czemu można uzyskać idealne satynowe wykończenie! Doskonały produkt do sesji zdjęciowych!

    Vita Liberata Beauty Blur Skin Tone Optimizer dostępny jest w 3 różnych odcieniach. 


    Za regularną cenę 175,00 zł otrzymujemy 30 ml kosmetyku (czyli tyle, ile ma większość podkładów i baz pod podkład). Plastikowa tubka w kolorach słonecznego beżu wzbogacona elementami różowego złota wygląda nieźle. Zaopatrzona w pompkowy aplikator ułatwia higieniczne aplikowanie produktu na skórę. Zgodnie z załączoną ulotką produkt należy nakładać na nawilżoną skórę twarzy, szyi i dekoltu, a do aplikacji można użyć pędzla do podkładu lub Beauty Blendera. Po wyciśnięciu z opakowania produkt ma bardzo lekką, rzadką konsystencję i złoto-brązowy kolor. 


    Po nałożeniu na twarz… hmm… praktycznie go nie widać. Jeśli miałabym go zakwalifikować do któregoś z rodzaju produktów, na pewno nie byłby to podkład. Zaliczyłabym go co najwyżej do kremów lub baz rozświetlająco-brązujących. Jeśli ktoś ma idealną cerę, nie lubi podkładów, natomiast chciałby dodać skórze blasku i koniecznie wydać 175 zł to polecam. 



    Vita Liberata, Beauty Blur Skin Tone Optimizer - skład

    Aloe Barbadensis Leaf Juice(1), Glycerin(1), Cetearyl Alcohol, Heptyl Undecylenate, Cetyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Isohexadecane, Panthenol, Ethylhexyl Salicylate, Butyrospermum Parkii (Shea) Butter(1), Tocopheryl Acetate, Hyaluronic Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Synthetic Fluorophlogopite, Homosalate, Hydrolysed Silk, Tin Oxide, Titanium Dioxide (CI 77891), Iron Oxides (CI 77491, CI 77492, CI 77499), Red 33 (CI 17200), Yellow 5 (CI 19140), Blue 1 (CI 42090)

    (1)Organic / Organique





    Esthederm, Cellular Water Mist

    Potrzebujesz energii, odświeżenia i orzeźwienia? Obudź swoją skórę z letargu! Dodaj jej życia i witalności dzięki wodzie komórkowej Esthederm!
    Produkt powstał z myślą o skórze szorstkiej, zmęczonej i szarej. O osobach, które często podróżują samolotami, wiele godzin spędzają w klimatyzowanych pomieszczeniach, a także o tych, którzy w ciągu dnia, pomiędzy swoimi obowiązkami, chcieliby odświeżyć i nawilżyć swoją skórę.


    Wodę komórkową Esthederm Cellular Water Mist otrzymujemy w ultra-eleganckim srebrnym opakowaniu z atomizerem, które iskrzy się milionem błyszczących drobinek. Butelka łudząco przypomina mi lakier do włosów. W środku znajdziemy 100ml produktu. Z wnętrza opakowania wydobywa się delikatna, otulająca mgiełka, a nie oprysk jak z konewki! Produkt jest całkowicie bezzapachowy, ale akurat dla mnie to zaleta. Najbardziej cenię sobie bezwonne kosmetyki do twarzy.  Jeśli koniecznie potrzebujesz mieć pachnącą mgiełkę to poszukaj czegoś innego. W ofercie Topestetic na pewno znajdziesz coś dla siebie, obdarują Cię próbkami, a dodatkowo dostawę masz zawsze gratis ❤︎


    Stosuję tę mgiełkę w codziennej pielęgnacji, zarówno rano jak i wieczorem. Skóra jest natychmiastowo nawilżona, kosmetyk wchłania się umiarkowanie szybko. Od kiedy ją stosuję odnoszę wrażenie, że kremy na dzień czy na noc działają lepiej - jakby pomagała im uwolnić wszystkie składniki aktywne, które pomagają mojej skórze się zregenerować. Dodatkowo używam jej do odświeżenia, kiedy dłuższy czas muszę siedzieć przy komputerze czy zamkniętym pomieszczeniu. Gdy czułam ściągnięcie albo szczypanie w ciągu dnia, mgiełka pomagała mi uspokoić skórę, jednocześnie zapewniając uczucie odświeżenia, lekkiego chłodu, nawilżenia oraz wygładzenia. Przedłużenia młodości komórek i spowolnienia procesu starzenia nie jestem w stanie zweryfikować - bardzo mi przykro:) Ale mimo wszystko - polubiliśmy się. Jest to produkt, którego moja skóra potrzebowała po tych wszystkich lekach od dermatologa, które ją przesuszyły. 



    Esthederm, Cellular Water Mist - skład

    Aqua/water/eau*, Propanediol, Sodium Citrate, Sodium Chloride, Hydrolyzed Hyaluronic Acid, Citric Acid, Aminoethanesulfinic Acid, Carnosine, Potassium Chloride, Sodium Bicarbonate, Disodium Phosphate, Magnesium Sulfate, Potassium Phosphate, Calcium Chloride. [es1019], * L’eau Cellulaire Contient / Cellular Water Contains : Sels Minéraux / Mineral Salts, Dipeptide Biomimétique / Biomimetic Dipeptide, Pro acide Aminé / Pro aminoacid 





    Podsumowanie

    Przyznaję, że nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy! Przed testami myślałam, że to właśnie Beauty Blur Skin zrobi na mnie wrażenie, a co do mgiełki byłam tak sceptycznie nastawiona. Teraz? Uwielbiam produkt od Esthederm i co tu dużo mówić - na jednym opakowaniu się nie skończy.





    Sięgasz po mgiełki do twarzy? Znasz produkty marki Vita Liberata?


    Krem-maseczka Algi Morskie Asoa oraz Olej z pestek malin Natural Secrets | Bogactwo natury dla naszej skóry

    O tych kosmetykach słyszałam wiele dobrego. O oleju z pestek malin i jego dobroczynnych właściwościach naczytałam się już wiele na innych blogach, więc w końcu postanowiłam sprawdzić to na własnej skórze. Natomiast działanie samych alg znam doskonale i uwielbiam ich właściwości. 


    Zdecydowałam się na wybór tych produktów ze sklepu cosibella.pl, ponieważ mają bardzo duży asortyment i robiąc zamówienie mogłam to zrobić w jednym miejscu! 



    Asoa, Krem - Maseczka, Algi Morskie


    Algi to moja wielka miłość. Pisałam już Wam o masce ze spiruliny, tu mamy gotowca. I to mi się podoba. Kiedy nie chce mi się mieszać samodzielnie maski, a przyznaję ostatnio jest to coraz częstsze zjawisko. Zrzucam to nie na lenistwo, tylko na przesilenie wiosenne. Sięgam po gotową maskę.


    Maseczka ma sporą pojemność, bo aż 60ml, dodatkowo jest przy tym naprawdę wydajna. Umieszczona w szklanym słoiku, na etykiecie mamy wszystkie niezbędne informacje. Posiada kolor ciemno-zielony i niestety niezbyt przyjemny zapach. Dla mnie to zapach spiruliny, czuć przy nakładaniu, ale potem jakoś zapach ucieka i nie jest tak męczący. Maseczka jest najlepiej nakładającą i rozprowadzającą się maseczką jaką do tej pory miałam. Można stworzyć idealnej równości maskę. Wygodnie się zmywa.




    Spokojnie można ja trzymać na buzi 15 minut, jak zaleca producent i nie ma mowy o szczypaniu, uczuciu ściągnięcia, nie trzeba jej spryskiwać hydrolatem, bo po prostu nie zastyga. Bazą maski jest hydrolat i to też sprawia, że podkręcamy jej działanie. Działa bardzo dobrze. Super nawilża i zmiękcza skórę, rozjaśnia ją, napina. Podrażnienia, przesuszenia i inne tego typu niespodzianki znikają jak ręką odjął.To taka maseczka, którą warto sobie zafundować przed wielkim wyjściem. Efekt wow gwarantowany!




    • algi morskie(spirulina) - wspomagają nawilżenie skóry, usuwają toksyny oraz działają przeciwstarzeniowo,
    • olej z pestek moreli - zmiękcza, wygładza i działa ochronnie,
    • olej z moringi olejodajnej - koi, łagodzi podrażnienia, wspomaga regenerację oraz normalizuje wydzielanie sebum, 
    • hydrolat z rumianku rzymskiego - działa łagodząco, przeciwzapalnie i regenerujaco,
    • masło shea - przywraca skórze elastyczność, odżywia,
    • ekstrakt z trawy jęczmienia - działa przeciwutleniająco, wygładza i rozjaśnia,
    • kwas liponowy - antyoksydant, wygładza oraz ujednolica skórę i jej koloryt, zmniejsza stany zapalne skóry i wspomaga regenerację,
    • koenzym Q10 - bardzo skuteczny antyoksydant, redukujący liczbę wolnych rodników oraz opóźniający proces starzenia się skóry.

    Aqua, Anthemis Nobilis Flower Water, Spirulina Platensis Powder, Cetyl Alcohol, Prunus Amygdalus Dulcis Oil, Cetearyl Olivate&Sorbitan Olivate, Vitis Vinifera Seed Oil, Butyrospermum Parkii Butter, Moringa Oleifera Seed Oil , Glyceryl Stearate Citrate, Prunus Armeniaca Kernel Oil, Benzyl Alcohol, Allantoin, Parfum, Xanthan Gum, Dehydroacetic Acid, Ubiquinone, Thioctic Acid, Butylphenyl Methylpropional, Benzyl Salicylate, Hexyl Cinnamal, Hydroxycitronellal, Limonene, Linalool, Geraniol, Citronellol, Eugenol,Alpha - Isomethyl Ionone, Isoeugenol, Benzyl Benzoate




    Olej z pestek malin, Natural Secrets 


    Olej z nasion malin dobrze się wchłania, nie pozostawia tłustej powłoki, nie powoduje świecenia skóry i nie zatyka porów. To jeden z olejów o najlżejszej konsystencji i z powodzeniem może być stosowany w przypadku cery trądzikowej i wrażliwej, a także suchej i dojrzałej. Olej z nasion malin można stosować samodzielnie lub łączyć go z innymi olejami. Jako kosmetyk doskonale sprawdza się w połączeniu z olejem ze słodkich migdałów lub olejem arganowym.


    Olej został zamknięty w małej, przyciemnianej, szklanej butelce. Wersja 100ml została zaopatrzona w pipetę, co bardzo ułatwia aplikację.


    Za co go pokochałam? Przede wszystkim jest silnym antyoksydantem, zmiata więc wolne rodniki odpowiedzialne za fotostarzenie się skóry. Zawiera karotenoidy, flawonoidy w tym elagotaniny, które będąc prekursorem kwasu elagowego działają silnie przeciwutleniająco oraz chronią DNA komórek. Dodatkowo doskonale nawilża i uelastycznia skórę ze względu na wysoką zawartość NNKT /Niezbędnych Nienasyconych Kwasów Tłuszczowych/ szczególnie kwasu linolowego (Omega-6) i alfa-linolenowego (Omega-3), które stanowią podstawowy składnik płaszcza lipidowego skóry. Nasz organizm samodzielnie nie produkuje tych kwasów a potrzebuje. Dlatego tak ważne jest ich dostarczanie w diecie oraz w celach prewencyjnych i przeciwstarzeniowych – nanoszenie na skórę. Oba te kwasy wspaniale działają tak na skórę suchą jak i na przetłuszczającą się, normalizując wydzielanie sebum. Co ciekawe kwasy te mają zdolność zwiększania penetracji składników w głąb skóry.


    Działa antyspetycznie i przeciwzapalnie, a jakby tego było mało lekko rozjaśnia, hamując produkcję melaniny, czyli brązowego barwnika odpowiedzialnego za powstawanie nieestetycznych przebarwień. Łagodzi podrażnienia i rumień po ekspozycji na słońce.




    100% olej z pestek malin.




    Podsumowanie

    Są to produkty, które z pewnością zagoszczą u mnie na stałe. Dawno żaden produkt nie zrobił na mnie takiego wrażenia, jak te dwa niepozorne gagatki! Nie dziwię się wcale, że maseczka Asoa i Olej z pestek malin zbierają praktycznie same pozytywne opinie. Szczerze polecam przekonać się na własnej skórze. 




    Znasz któryś z zaprezentowanych kosmetyków? 


    Spełniłam swoje marzenie z Prezent Marzeń!

     Ile to razy przy jakiejkolwiek okazji zastanawiałaś się co można jeszcze danej osobie podarować? Portfel już dawno kupiłaś, tak samo pasek, kosmetyki czy perfumy.. No i ile można wręczać tych samych prezentów? Z pomocą przychodzi tu prezent marzeń! Ja stronę znałam już dawno, odwiedzałam kilkukrotnie i zawsze podobała mi się ta idea. Ciekawa jak to działa?

    Prezent Marzeń - z czym to się je? 

    Prezent Marzeń to strona internetowa, która oferuje nam szeroką gamę upominków na każda okazję. Do wyboru prezenty dla niej, dla niego, a nawet dla dwojga. Możemy zakupić niezapomnianą przygodę z dawką adrenaliny, spokojny weekend w spa, kolację czy po prostu kartę podarunkową. Wybór jest ogromny, a prezenty „wystrzałowe”. Tak naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie lub bliskiej osoby. Jeśli marzycie o locie szybowcem, skoku na Bungee czy chociażby masażu czekoladą, to właśnie na ich stronie możecie kupić voucher.


    Musicie wiedzieć o kilku sprawach technicznych, żeby łatwiej Wam było znaleźć odpowiedni prezent nawet na ostatnią minutę. Przede wszystkim atrakcje zostały podzielone na kategorie bądź na województwa - jak Wam wygodniej. Wszystko załatwiacie jednym kliknięciem. Każde zamówienie możecie opłacić zarówno przelewem tradycyjnym, kartą kredytową lub transakcją online. Dla wszystkich voucherów wysyłanych pocztą  możliwa jest również zapłata przy odbiorze. 


    Zaletą jest to, że jego ważność to 365 dni, czyli cały rok. Tak więc osoba, która go dostanie spokojnie może dopasować do siebie termin kiedy będzie chciała z niego skorzystać i nic nikomu nie przepadnie.

    Co kryje mój voucher?

    Propozycji jest naprawdę mnóstwo, jest w czym wybierać, a sam voucher jest zapakowany w ładne pudełeczko/puszkę i torebkę prezentową. Spośród wszystkich propozycji właśnie lot paralotnią najbardziej przypadł mi do gustu. Od zawsze chciałam bujać w chmurach. Przy pogodzie którą mamy obecnie prawie co dzień nad naszym domem latają moto i paralotniarze, a ja zazdrościłam im wolności i widoków jakie mają okazję podziwiać. I to jeszcze teraz, latem, kiedy jest tak pięknie. 


    Teraz, kiedy jestem już po swoim pierwszym locie paralotnią, wiem, że nie był to mój ostatni lot! Było naprawdę niesamowicie! Z góry wszystko wygląda pięknie. Ciężko mi tutaj cokolwiek opisać, zdjęcia nie oddałyby tych wszystkich emocji. To było świetne, tak mieć świat pod nogami!

    Podaruj emocje! 

    Spraw, że prezent, którym zostanie obdarowany na długo pozostanie w jego pamięci. Taki nietypowy prezent, jak choćby lot paralotnią, to znakomita alternatywa dla zwykłych skarpet czy zegarka! Nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Was do zapoznania się z ofertą Prezentu Marzeń, szczerze polecam, niesamowite wspominania! 




    A Ty co byś wybrała?