Pierwszy projekt denko na blogu, czyli zużycia lipca
Dzisiaj chciałabym zaprezentować wam nową serię, którą planuję wprowadzić na stałe na mojego bloga, a mowa tutaj o powszechnym i lubianym projekcie denko! Czytam wasze zużycia tak często, że zapragnęłam mieć je u siebie. Uważam, że to świetna okazja do zapoznania się z takimi mini recenzjami produktów. Posty zamierzam dodawać pod koniec każdego miesiąca, chyba, że będzie tego naprawdę mało - wtedy zdenkuję dwa miesiące razem. W dzisiejszym wpisie będzie sporo kolorówki, ale nie zabraknie pielęgnacji ciała, twarzy czy produktów do włosów.
Serdecznie zapraszam na post ze zużyciami!
Makijaż
Muszę przyznać, że ostatnimi czasy naprawdę odeszłam od malowania się. Najczęściej z kolorówki królują u mnie produkty do oczu. Udało mi się w końcu zużyć podkład i bazę, które zakupiłam naprawdę spory czas temu..
- Isana Young, Compact Powder - jako posiadaczka cery tłustej kompletnie nie polecam tego pudru. Kosmetyk nie sprawdza się na dłuższą metę, po 2h trzeba robić poprawki. Nie współgra kompletnie mi z twarzą, dodatkowo bardzo podkreśla suche skórki. Na plus bardzo wygodne do korzystania opakowanie, cena i oczywiście dostępność.
- Maybelline, Master Prime, Pore Minimizing Primer - baza dobrze nawilża skórę i pozostawia ją przyjemnie gładką. Jednak nie przedłuża trwałości makijażu. Podkład wygląda i zachowuje się identycznie z nią i bez niej, dodatkowo nie poradziła sobie ona z jej głównym zadaniem - pory nie są zminimalizowane w najmniejszym stopniu.
- Maybelline Fit Me!, Matte + Poreless Foundation - Podkład łatwo rozprowadza się na skórze, bardzo dobrze współpracuje z gąbką do makijażu. Jego krycie jest średnie ale można je budować, na skórze jest niewyczuwalny, świetnie się utrzymuje, nie ściera się, jest bardzo lekki, nie tworzy efektu maski, doskonale nadaje się do codziennego stosowania. Po jego nałożeniu skóra wygląda świeżo i promiennie. Podkład daje efekt delikatnego matu. Biorąc pod uwagę również niską cenę, myślę że warto wypróbować ten produkt.
- Bell, Perfect Dip Eyeliner - produkt dość trwały, kreska utrzymała mi się cały dzień na oku, jednak jego aplikacja jest fatalna. Chodzi mi tutaj głownie o aplikator, który jest po prostu twardy. Wymieniłam go od razu na inny. Z samego produktu byłam zadowolona.
- Eveline, Extension Volume, False Definition 4D & Waterproof Mascara - po kilku miesiącach testowania tego tuszu, mogę stwierdzić że był co najwyżej okej. Do kupna zachęciła mnie jego miękka, silikonowa szczoteczka i oczywiście cena. Tusz nie osypuje się, nie rozmazuje, ładnie wydłuża rzęsy. Na początku niestety bardzo skleja rzęsy.
Pielęgnacja twarzy
Aktualnie do pielęgnacji swojej twarzy przywiązuje ogromną uwagę. Kiedyś nie zwracałam uwagi na skład, a brałam, bo było np. w reklamie to na pewno się sprawdza! Teraz śmieję się sama z siebie, jednak cieszę się, że te czasy minęły :D
- Tołpa Green Oils, Matowienie, Orzeźwiający krem-żel matujący - krem bardzo orzeźwia skórę, a po całkowitym wchłonięciu delikatnie ją matowi nie dając uczucia ściągnięcia. Nawilża, łagodzi zaczerwienienia, nadaje cerze zdrowy i świeży wygląd.
- Lirene Dermoprogram, Physi-micelarny żel do oczyszczania twarzy z błękitną algą - Kupiłam ten żel micelarny z myślą o dokładnym demakijażu po ciężkich kosmetykach. Niestety w tej roli nie sprawdził się zupełnie. Makijaż musiałam zmywać kilkakrotnie, a na płatku kosmetycznym i tak pozostawały ślady po podkładzie. Dodatkowo podrażnił moje oczy, skóra była strasznie lepka i nieprzyjemna w dotyku.
- Bielenda, Skin Clinic Profesional, Super Power Mezo Serum - produkt w moim odczuciu zrobił niewiele. Nie zauważyłam zwężenia porów, oczyszczenia cery, wyrównania koloru. Może trochę pomagało przy zmianach trądzikowych i w zmatowieniu cery, jednak używam też innych kosmetyków do tego przeznaczonych, więc trudno jednoznacznie stwierdzić, co pomogło.
Pielęgnacja ciała
Do pielęgnacji ciała nie przywiązuje aż takiej uwagi. Skórę mam suchą, ale nie wrażliwą, więc mogę stosować o wiele więcej kosmetyków drogeryjnych.
- Eveline, Botanic Expert, Aktywnie nawilżające mleczko w balsamie do ciała `5 roślinnych mleczek` - bardzo dobrze nawilża i odżywia skórę. Intensywnie pachnie kokosem. Szybko się wchłania, nie zostawia smug, a konsystencja produktu jest rewelacyjna, kremowa, ale lekka. Na plus oczywiście pompka przez co produkt jest naprawdę wydajny.
- Vellie Cosmetics, Nawilżający krem do rąk - krem jest delikatny, nie oblepia dłoni ani nie jest zbyt tłusty- a jednak działa tak jak trzeba i idealnie sprawdza się jako niewielki towarzysz w ciągu dnia. Nie sprawi cudów, ale aplikowany regularnie poprawia stan dłoni. Skóra jest zdecydowanie bardziej nawilżona i wygładzona. Do tego zapach produkt jest naprawdę subtelny.
- Garnier Mineral, Antyperspirant w kulce 48h, Action Control - dzięki niemu w upalne dni czy w zatłoczonym autobusie nie mam problemów z potem. Nie zostawia plam na ubraniach i działa naprawdę długo - nie sprawdzałam, czy wytrzymuje 48 godzin, ale 24 na pewno. Ładnie, delikatnie pachnie, jest wydajny i ma bardzo poręczne opakowanie. Zdecydowanie mój ulubieniec!
- Organic Shop, Raspberry & Sugar, Body Polish - ten peeling pachnie jak prawdziwe malinki. Jestem zachwycona. Spodziewałam się sztucznego, chemicznego zapachu a tutaj proszę-raj dla mego nosa. Kosmetyk bardzo dobrze złuszcza martwy naskórek, dogłębnie odżywia i nawilża skórę dzięki ekstraktowi z malin. Dodatkowo nadaje skórze jędrność i sprężystość. Co więcej trzcina cukrowa nawilża i odświeża skórę. Aktualnie testuję peeling kawowy tej marki, ciekawe czy zaskoczy mnie równie pozytywnie!
Włosy
Czyli dwie odżywki - jedną z nich uwielbiam, a drugą uważam za totalny bubel. I olejek, który pokochałam od pierwszego użycia!
- Bioélixire, Olejek z czarnuszki - olejek spisuje się na prawdę świetne. Moje włosy mają tendencje do przetłuszczania przy nasadzie natomiast końcówki często są przesuszone, stosowanie serum przywróciło im blask i elastyczność. Stosuję serum po każdym myciu włosów, nakładam na jeszcze wilgotne końcówki. Żałuje jednak, że opakowanie nie ma małego dozownika - to na pewno ułatwiło by miarkowanie produktu. Poza tym wszystko na plus!
- Kallos, Algae, Maska do włosów z algami - bardzo lubię maski Kallos, ze względu na niską cenę i działanie. Algae to jedna z lepszych masek, jakich miałam okazję używać. Największą zaletą jest dla mnie to, że nie obciąża włosów i nie przyspiesza ich przetłuszczania. Już po kilku sekundach od nałożenia jej na włosy, idealnie je wygładza i daje uczucie nawilżenia. Włosy bez problemów się później rozczesują. Plusem jest też zapach, przyjemny, nie mdlący.
- Receptury Agafii, Tradycyjny syberyjski balsam do włosów nr 2 na brzozowym propolisie - zauważyłam, że włosy robią mi się przesuszone i naprawdę zbyt lekkie. Kilka kropel oleju nieco załatwiało sprawę, ale nie do końca. Końcówki miałam po nim bardziej szorstkie, a o nawilżeniu niestety nie można tutaj mówić. Zdecydowanie jestem na NIE.
To by było tyle mojego denka. Mam nadzieję, że udało mi się jak najlepiej przedstawić wam pokrótce kosmetyki, a mój pierwszy post ze zużyciami was wciągnął! Dajcie znać w komentarzu! :)