Produkty, których więcej nie kupię | OnlyBio, Eveline Cosmetics & Perfecta

W swoim życiu przetestowałam już naprawdę wiele kosmetyków, ale nie często zdarzało mi się trafić na buble, czy produkty które w ogóle mi się sprawdzały. W tym wpisie niestety muszę trochę ponarzekać, bo w ostatnich tygodniach trafiło mi się kilka bardzo słabych produktów.


Nie przedłużając, zapraszam do lektury!


OnlyBio, Hair in Balance, Peeling enzymatyczny do skóry głowy


Zawsze z ciekawością sięgam po kosmetyki marki OnlyBio, choć dotychczas nie przekonałam się do nich ze względu na zbyt intensywne, paradoksalnie (biorąc pod uwagę nazwę firmy) sztuczne, chemiczne zapachy. Peeling kupiłam na promocji w Rossmannie. Wcześniej używałam podobnych produktów od innych firm. Ceny promocyjne (ok. 15 złotych) są w porządku, ceny regularne (ok. 23 złotych) według mnie zawyżone w stosunku do jakości. Co mogę zaliczyć na plus - wygodne opakowanie z aplikatorem. Dlaczego więcej po niego nie sięgnę? Produkt ma bardzo rzadką konsystencję, przez co jest skrajnie niewydajny, a w dodatku trudno z tego powodu stwierdzić, czy peeling jest już nałożony w dane miejsce na skórze głowy, czy też nie. Najistotniejszym minusem jest jednak działanie, a w zasadzie jego brak. Nie czułam większej świeżości skóry głowy, nie zaobserwowałam mniejszego przetłuszczania się (mam wrażenie, że było wręcz przeciwnie). Zakup tego „płynu” w moim odczuciu był tylko stratą pieniędzy.


Eveline, I’m Bio Hair 2 Love, Wzmacniająca wcierka do skóry głowy i włosów


Wcierkę kupiłam w Biedronce za około 15 zł. Nie kłamiąc wiązałam z nią duże nadzieje po tylu pozytywnych recenzjach, jakich przeczytałam na jej temat. Używałam ją codziennie przez kilka miesięcy. Jest to kolejny produkt do włosów w dzisiejszym zestawieniu, który kompletnie nie zrobił nic na mojej głowie. Nie ograniczył wypadania włosów, nowych też nie przybyło. Wiem, że wiele osób sobie chwali ten produkt, u mnie niestety się nie sprawdził. 


Perfecta, Hydro & Glow, Rozświetlający krem pod oczy i na powieki redukujący cienie


Kupiłam go w Rossmannie na promocji za dyszkę, więc nie przepłaciłam. Produkt według obietnic producenta ma nawilżać, naturalnie rozświetlać, niwelować także widoczność cieni i worków pod oczami. Stanowić ma również doskonałą bazę pod makijaż i przedłużać jego trwałość. Mam problemy z cieniami pod oczami więc chętnie sięgam po kremy pod oczy które rozświetlają. Niestety to było pudło, bo w mojej ocenie tego kremu nie da się normalnie używać. Jest zbyt lejący. Być może dla niektórych to będzie plus, ale ja jednak jestem zbyt przyzwyczajona do "bogatszej" konsystencji jeśli chodzi o okolice oczu. Mimo sumiennego użytkowania tego kremu i dzielnego wklepywania go w okolice oczu, nie zauważyłam żadnych efektów rozjaśnienia. Worki pod oczami? Jak były, tak są. Jeśli chodzi o nawilżenie to było naprawdę minimalne. Pod makijażem spisał się okej, nic się nie rolowało, ale z pewnością nie przedłużał jego trwałości (w tej kwestii nic się nie zmieniło). Krem poleciłabym jedynie młodym osobom, bez żadnych problemów pod oczami. 


Eveline, Liquid Camouflage HD 24H Long Lasting Formula


Tak okropnego korektora to chyba już dawno nie miałam w swojej kosmetyczce. Wiem, że w tej cenie znaleźć można w drogeriach naprawdę dobre korektory. Ten nie zdał u mnie swojego egzaminu. Po pierwsze nie podoba mi się jego konsystencja, jest tępa. Produkt nie chce się łączyć z podkładem, na linii łączenia produkty często się ważą (nawet używany z podkładem z tej samej marki). Ciężko go ładnie rozłożyć pod okiem. Lubi podkreślać niedoskonałości, bardzo szybko wchodzi w zmarszczki (również po przypudrowaniu), przesusza i podkreśla suche skórki. Nie sprawdził mi się jako baza pod cienie, gdyż przez swą suchość cienie nie chciały się go trzymać. Kolor, też nie nadaje się do samodzielnego noszenia. Nie kryje mocno, zatem nie jest to produkt na przykrycie niedoskonałości. Dodatkowo mocno oksyduje. Mimo, że miałam najjaśniejszy odcień był dla mnie zbyt ciemny. Trzy razy nie, panu już podziękujemy. 


Znacie któryś z tych produktów? Jestem ciekawa jakie macie na ich temat zdanie, koniecznie dajcie znać!


Feel Free | Żel oczyszczający do mycia twarzy i antyoksydacyjny krem pod oczy

Swoją przygodę z marką rozpoczęłam całkiem przypadkiem, kiedy podczas wizyty w Hebe mój wzrok przykuły proste, estetyczne opakowania z drewnianymi elementami. Na początek skusiłam się na dwa produkty: żel oczyszczający i antyoksydacyjny krem pod oczy i to o nich dzisiaj chciałabym Wam coś powiedzieć. 


Feel Free, Żel oczyszczający do mycia twarzy

Żel zawiera 96,59% naturalnych składników, a 8,69% to składniki rolnictwa ekologicznego. Wyciąg z wąkroty azjatyckiej zawarty w kosmetyku pomoże odnowić i nawilżyć skórę, a wyciąg z miłorzębu pobudzi krążenie w twarzy. Wynik? Czysta, świeża i odnowiona skóra.

Zacznę od tego, że bardzo lubię zapach tego żelu - świeży, nieco ogórkowy. Produkt jest bardzo rzadki, w czasie jednego mycia trzeba zużyć go więcej niż innych produktów tego typu, aby zaczął się pienić i pełnić swoją funkcję. Jest więc mało wydajny. Po zmyciu zaobserwowałam, że wysusza cerę, skóra jest po nim ściągnięta i powstają suche placki najczęściej na policzkach, a twarz robi się momentalnie czerwona. Nie podrażnia oczu, nie spowodował u mnie żadnego wysypu.  Trzeba mu przyznać, że fajnie oczyszcza, bardzo dogłębnie, ma się wrażenie czystej buzi, ale niestety kosztem wysuszenia i czerwonej buzi. 


Skład:

Aqua (Woda), Aloe Barbadensis Leaf Juice* (Materiał roślinny otrzymywany z liści aloesu), Lauryl Glucoside (Glukozyd laurylowy), Cocamidopropyl Betaine (Kokamidopropylobetaina), Glycerin (Gliceryna), Thymus Vulgaris Flower/Leaf Extract* (Wyciąg z tymianku właściwego), Ginkgo Biloba Leaf Extract* (Wyciąg z liści miłorzębu japońskiego), Citrus Limon Fruit Extract* (Wyciąg z owoców cytryny zwyczajnej), Centella Asiatica Extract (Wyciąg z wąkrotki azjatyckiej), Potassium Sorbate (Sorbinian potasu), Sodium Benzoate (Benzoesan sodu), Parfum**, Citric Acid (Kwas cytrynowy), Limonene** (Limonen)
*Składniki z upraw naturalnych.



Feel Free, Antyoksydacyjny krem pod oczy

Krem antyoksydacyjny Feel Free, to naturalny kosmetyk stworzony do pielęgnacji delikatnej skóry pod oczami. Niweluje obrzęki, zmarszczki mimiczne, a także redukuje widoczność cieni. Ekstrakt z jabłka ma właściwości antyoksydacyjne, przeciwutleniające i hamujące działanie wolnych rodników. Stymuluje regenerację komórkową, dzięki zawartości kwasów AHA, które poprawiają elastyczność i jędrność skóry. Hydrolizowany kwas hialuronowy wygładza zmarszczki, spowalnia także procesy starzenia się naskórka, zwiększając jego sprężystość i regenerując.
Antyoksydacyjny krem pod oczy Feel Free kupujemy w wygodnej tubce zakończonej "dziubkiem" co bardzo ułatwia aplikację. Produkt jest totalnie bezzapachowy. Niestety jestem nieszczęśliwą posiadaczką intensywnych cieni pod oczami, z tendencją do porannego puchnięcia. Przykro mi to pisać, ale krem nawet schłodzony nie poradził sobie z takim wyzwaniem. Cienie nic a nic się nie zmniejszały , a opuchlizna jak była tak była. Nie natłuszcza ani nie odżywia intensywnie, raczej delikatnie nawilża i sprawdzi się najlepiej w przypadku młodej, niewymajającej skóry. Świetnie współgra z nałożonym makijażem. 

Składniki aktywne

  • sok z aloesu - łagodzi, regeneruje i nawilża skórę
  • hydrolizowany kwas hialuronowy - nawilża, wygładza, redukuje zmarszczki, poprawia elastyczność skóry
  • ekstrakt z kawy - działa przeciwstarzeniowo, stymuluje krążenie krwi, redukuje cienie
  • ekstrakt z rumianku - łagodzi, działa antybakteryjnie i przeciwzapalnie
  • ekstrakt z jabłka - działa antyoksydacyjnie, pobudza odnowę naskórka, poprawia elastyczność skóry
  • ekstrakt z cytryny - działa antyoksydayjnie i przeciwstarzeniowo, rozjaśnia
  • ekstrakt z mięty pieprzowej - działa łagodząco i przeciwzapalnie

INCI: Aqua, Aloe Barbadensis Leaf Juice, Glycerin, Polyglyceryl-2 Stearate, Oryza Sativa Starch, Glyceryl Stearate, Stearyl Alcohol, Propanediol, Hydrolyzed Hyaluronic Acid, Coffea Arabica Seed Extract, Chamomilla Recutita Flower Extract, Pyrus malus Fruit Extract, Citrus Limon Fruit Extract, Mentha Piperita Leaf Extract, Benzyl Alcohol, Potassium Sorbate, Sodium Benzoate, Xanthan Gum, Citric Acid, Parfum, Limonene, Linalool



Podsumowanie

Niestety nie jestem do końca zadowolona z pierwszego spotkania z marką Feel Free. Wiem, że produkty mają wiele zwolenników i dużo pozytywnych opinii, które możemy przeczytać w internecie. Osobiście nie zamierzam wracać ani do żelu ani do kremu pod oczy.



Znasz kosmetyki Feel Free? Jak Ci się sprawdziły?

4xNie, czyli małe kosmetyczne niewypały, których nie kupię ponownie... bell, maybelline, lovely, too faced.

Od ostatniego wpisu z kosmetycznymi niewypałami minęło już sporo czasu. Muszę przyznać, że rzadko trafia mi się kosmetyk, który zupełnie się u mnie nie sprawdza. Dla wielu produktów znajduję inne zastosowania i dzięki temu jestem w stanie zużyć je do końca. Jednak w ostatnim czasie trafiłam na kilka kosmetyków, na które totalnie nie mam pomysłu i zdecydowanie nie należą do moich ulubieńców. Dlaczego? O tym przeczytacie w dalszej części dzisiejszego wpisu.


Bell, Multi Mineral Anti-Age Concealer

Zacznę od korektora marki Bell, czyli Multi Mineral Anti-Age Concealer. Całkowicie nie podzielam zachwytów nad tym korektorem. Uważam go za jeden z gorszych jakie w życiu używałam. Mam wrażenie, że jest ciężki w pracy, w dodatku ma bardzo, bardzo słabe krycie. Muszę go używać w połączeniu z moimi ulubieńcami, aby efekt był widoczny. Włazi w zmarszczki i załamania. Nietrwały. Kolor, który w opakowaniu wydawał się idealny, początkowo po nałożeniu faktycznie taki był... Wszystko zmieniło się po kilku minutach, kiedy pod swoimi oczami zobaczyłam pomarańcz! Przy mojej jasnej karnacji takie "kolory" od razu odznaczają się na buzi. Co za zawód. Całe szczęście, ze niedrogi. 

Maybelline, Lash Sensational tusz wodoodporny

Kolejny produkt o którym czytałam dużo dobrego. Kolor opakowania tego tuszu od razu przypadł mi do gustu. Dodatkowo już od dłuższego czasu szukałam wodoodpornego tuszu, więc skusiłam się na jego zakup. Opakowanie jak już wspomniałam przyciąga uwagę swoją szatą graficzną i kolorami. Szczoteczka jest lekko wygiętą, z dosyć krótkimi silikonowymi końcówkami. Pierwsze użycie i myślałam, że wyjdę z siebie! Tusz okropnie rozmazuje się podczas malowania, odbija się na górnej powiece. Malując się, czułam się jakbym robiła to pierwszy raz! Kolejna rzecz - ten tusz nie podkręca! Mam wrażenie, że wręcz prostuje rzęsy i układa je pod dziwnym kątem... Poza tym, szybko stał się suchy, zaczął się kruszyć, na rzęsach często pozostawia grudki i drobinki. Bardzo mocno skleja rzęsy, ciężko jest nałożyć dwie warstwy, bo od razu wszystkie są sklejone. Plusik za głęboką czerń. 

Lovely, Extra Lasting pomadka matowa do ust

Ta pomadka to kolejny drogeryjny i tani produkt, który uzyskał dużą sławę i rozeznanie. Cena niska, wysoko dostępny. Aplikator jest prosty i dosyć długi, co utrudnia aplikację i ciężko mi było nią pomalować usta bez wyjeżdżania. Pomadka gęsta, wysoko napigmentowana. Nie zauważyłam lepkości czy jej zostawania na szklankach. Produkt ten lubi włazić w zmarszczki skutecznie je podkreślając. Jeśli szukacie intensywnego, mocnego matu to może właśnie jej szukacie. Nie jest zbyt komfortowa do noszenia, ciągle czuję że siedzi na moich wargach i niestety je wysusza. Brzydko się zjada, trwałość do dwóch godzin bez jedzenia i picia - później wymaga poprawek. Po jakimś czasie pomadka dziwnie mi zgęstniała i była nieznośna - nie dało się jej normalnie nanieść ze względu na szybkie zastyganie i konsystencje. Zaczynała pękać i wyglądała nieestetycznie. Miałam uczucie "cementu" na ustach.

Too Faced, Shadow Insurance Primer baza pod cienie

Zacznijmy od tego, że moja powieka jest opadająca i dodatkowo tłusta. Zawsze jako bazę pod cienie używałam korektora, którego aktualnie miałam pod ręką i to zestawienie nigdy mnie nie zawiodło. Coś mnie podkusiło, żeby wypróbować bazę pod cienię, która wpadła mi w oko będąc w Sephorze (całe szczęście, że kupiłam mniejszą wersję). Konsystencja bazy jest dość lekka, ale problemy zaczynają się już przy jej rozprowadzaniu. Trzeba się pospieszyć, aby nie zrolowała się i nie weszła w załamania. Nie wyrównuje koloru powieki, żyłki nadal spod niej przebijają. Próbowałam ją pudrować, użyć innych paletek, zastosować jako bazy pod brokat i ze wszystkim wychodzi równie źle. Utrudnia blendowanie cieni, ale jakoś da się wykonać makijaż. Jak już nam to się uda i tak nie ma co się cieszyć bo po godzinie wygląda już tragicznie. Powieka jest tłusta, a cienie zrolowane. Nie poprawia też pigmentacji cieni, więc tak naprawdę nie ma żadnych zalet. Nie jestem w stanie jej zużyć, po paru próbach idzie do kosza.


Znacie? Lubicie te produkty? Jaki kosmetyk Was ostatnio rozczarował? Piszcie mi tu koniecznie :-)


3 produkty, które kompletnie się u mnie nie sprawdziły

Dziś trochę ponarzekam. Ogólnie uważam, że jestem dosyć tolerancyjna i nawet, jeśli jakiś kosmetyk nie spełnia moich oczekiwań w stu procentach, to staram się go wykorzystać w jakiś inny sposób. Pomimo przemyślanych zakupów, które poprzedza przeglądanie recenzji w Internecie i zapoznawanie się z opiniami innych zdarza się, że do mojej kosmetyczki trafią produkty, które można określić mianem rozczarowań.


Należy pamiętać, że każda z nas jest inna i to, że dla mnie coś jest totalnym zawodem nie oznacza, że i u Was tak będzie. Wiem, że produkty, o których dziś napiszę mają swoje zwolenniczki i wcale mnie to nie dziwi, bo tak, jak już wcześniej wspomniałam - jesteśmy różne, mamy różne potrzeby i oczekiwania, więc możemy mieć też różne opinie. Dobra, możemy zacząć marudzić!



IOSSI, Serum dla cery z problemami, trądzikowej


Jak tylko wprowadziłam to serum do mojej wieczornej pielęgnacji to niemal od razu zaczęłam tego żałować. Dosłownie z dnia na dzień na mojej twarzy zaczął się wysyp. Nigdy wcześniej nie miałam z czymś takim do czynienia. Moja twarz zaczęła przypominać jedną wielką ranę. Jak nigdy wcześniej. Straszne. Najpierw myślałam, że to chwilowe i minie, ale to co podziało się na mojej twarzy to jedna wielka masakra. Odstawiłam je po jakimś czasie, stwierdziłam, że twarz tak zareagowała na jakiś składnik i nie chciałam go też od razu skreślać (a do najtańszych też nie należy, jakby nie było). Niestety nic się nie zmieniło, a na mojej twarzy zaczęło pojawiać się tylko coraz więcej bulw pod skórą. Aktualnie jestem na etapie chuchania i dmuchania na moją cerę, aby wróciła do poprzedniego stanu.



Tołpa, Peeling 3 enzymy Dermo Face Sebio


Peeling ma bardzo ładny owocowy zapach, za co oczywiście ode mnie wielki plus. Zaraz po jego nałożeniu zaczyna piec skóra twarzy. Nie jest to pieczenie nie do wytrzymania, bo w końcu ustaje, ale jednak dyskomfort pewien jest, tym bardziej, że trzeba go trzymać 10 minut. Jak łatwo się domyślić - skóra później jest mocno zaczerwieniona. Kompletnie nie zauważyłam zmniejszenia ilości zaskórników, super oczyszczenia porów, ani eliminowania niedoskonałości. Ograniczenia wydzielania sebum też nie zauważyłam. Zużyłam ten produkt prawie do końca z nadzieję na jakikolwiek efekt, który niestety się nie pojawił. Wygląda na to, że moja tłusta skóra potrzebuje czegoś znacznie silniejszego, także na pewno nie sięgnę po niego ponownie. Wiem natomiast, że ten produkt ma wiele zwolenniczek. Być może sprawdzi się w przypadku innych typów cer, które nie są przyzwyczajone do silnych peelingów.



The Ordinary, Maska glinkowo-węglowa z 2% kwasem salicylowym 


Wobec tego produktu mam mieszane uczucia. Cały proces aplikacji jest łatwy i przyjemny dzięki opakowaniu w postaci wyciskanej tuby. Efekty niestety były nikłe, a naprawdę miałam spore oczekiwania co do tej maski. Markę The Ordinary ogólnie lubię, ich produkty spisują się na mojej skórze naprawdę w porządku, jednak ta maska to jeden wielki znak zapytania. Cera po tej masce jest delikatnie oczyszczona, ale to naprawdę wszystko co zauważyłam. I teraz pytanie, czy rzeczywiście warto płacić za coś ponad 50zł, skoro na rynku są o wiele tańsze produkty, które zadziałają dokładnie tak samo jak ta maska? Moim zdaniem zdecydowanie nie. Glinki, które kupujemy za grosze działają o niebo lepiej. Produkt miał za zadanie złuszczać martwe komórki naskórka, jak i ograniczać produkcje łoju. No nie, zdecydowanie nie zrobił tego na mojej twarzy. 




Znacie, lubicie te produkty? Jaki kosmetyk Was ostatnio rozczarował?