MARION | Food for Skin | Kremowe maseczki do twarzy

Obstawiam, że większość z nas lubi rozpieszczać swoją skórę maseczkami. Wybór na rynku z dnia na dzień jest coraz większy i podejrzewam, że gdybyśmy używały nawet po jednej każdego dnia to nie poznamy ich wszystkich. Za każdym razem, gdy sięgam po tego typu produkty staram się, aby były różne. Dziś chciałabym Wam powiedzieć słów kilka o maseczkach firmy MARION, które dorwałam w Dino po 99 groszy. Stwierdziłam, że za takie pieniądze chociażby nie zdziałały cudów nie będę żałować, że zakupiłam. Seria "Food for Skin" od razu przyciągnęła mój wzrok, uważam, że ich opakowania są naprawdę ładne w swej prostocie. Do kolekcji brakuje mi tylko maseczki wygładzającej, której niestety nie udało mi się złapać.
Niestety w moim przypadku bez właściwie dobranej, codziennej pielęgnacji ciężko byłoby uzyskać efekt zadbanej skóry. Systematyczność jest tutaj kluczowa nie tylko w codziennej pielęgnacji, ale także tej uzupełniającej o serum czy maseczki. Staram się wygospodarować 2-3 razy w tygodniu 15-20 minut na zrobienie peelingu i nałożenie maseczki, czyli chwilę relaksu dla samej siebie. Przyznaję, że nie należę do osób, które na wieczorne spa przeznaczają większą część swojego czasu, zapewniając sobie relaksacyjne świeczki, babski serial w tle i wino. Nie wygląda to tak jak na pięknych kadrach, które możemy zobaczyć na Instagramie, a wręcz przeciwnie - można mnie zastać biegającą po mieszkaniu z ręcznikiem na włosach, z niecierpliwością odliczającą czas do zmycia maseczki z twarzy! Mam nadzieje, że Wy również to znacie i nie jestem z tym sama 😂 A teraz przechodzimy już do sedna!


Odżywiający Migdał
Do każdego rodzaju cery, szczególnie wrażliwej lub z problemami naczynkowymi. Olej ze słodkich migdałów - delikatnie zmiękcza, regeneruje i odżywia skórę.
Maseczka w konsystencji jak treściwy krem, nie spływa z buzi, dobrze się nakłada. Producent zaleca, aby po upływie 15-20min wsmarować ją w skórę lub usunąć nadmiar wacikiem kosmetycznym. U mnie zdecydowanie lepiej sprawdziła się opcja numer dwa - zmywało się ją całkiem przyjemnie, bez pocierania i jakichkolwiek problemów. Maseczka pachniała migdałami, choć w moim odczuciu nie był to do końca naturalny zapach, jednak ostatecznie mimo delikatnej sztuczności nie drażnił nosa.  Miała za zadanie delikatnie zmiękczyć, zregenerować i odżywić naszą skórę. Efekt niestety jest dosyć średni  - cera delikatnie zmiękczona i wygładzona. To by było na tyle z efektów jakie przyniósł ten produkt. Nie odczułam żadnego dyskomfortu po jej zmyciu ani nie pojawiła się niepożądana reakcja. 


Przeciwstarzeniowa Dynia 
Do każdego rodzaju cery, szczególnie dojrzałej, pozbawionej elastyczności. Ekstrakt z dyni - nawilża, regeneruje i aktywuje działanie przeciwstarzeniowe. 
Kolejna propozycja z serii "Food for Skin", tym razem w roli głównej ekstrakt z dyni. Maseczka ma za zadanie nawilżyć, zregenerować i aktywnie działać przeciwstarzeniowo na naszą cerę. Zapach zdecydowanie nie przypadł mi w tym wariancie do gustu - był dla mnie zdecydowanie zbyt intensywny i zbyt ciężki. Miała lekko żółty kolor, jednak nie barwi ona naszej skóry. Buzia była lekko nawilżona, gładsza, ale ten efekt nie do końca do mnie przemawiał, miałam wrażenie że skóra była raczej tak powierzchniowo nawilżona, nie dogłębnie. Powiem szczerze, że ta propozycja wypadła najsłabiej spośród całej trójki.


Nawilżający kokos 
Do każdego rodzaju cery, szczególnie suchej, delikatnej, wymagającej nawilżenia. Olej kokosowy - nawilża, wygładza oraz zmiękcza skórę. 
Ostatnia maseczka z tej serii, którą udało mi się dorwać. Jako fanka wszystkiego co kokosowe nie mogłam doczekać się testowania tego produktu. Po otwarciu z opakowania wydobywa się naprawdę subtelny, kokosowy aromat. Konsystencja lekka i kremowa, która bardzo łatwo i szybko się rozprowadza. Była zdecydowanie bardziej komfortowa w noszeniu, zapewne duży wpływ odgrywał tutaj zapach. Skóra po zmyciu kosmetyku była nawilżona, mięciutka i widocznie wygładzona. Z wszystkich trzech maseczek tą polubiłam najbardziej. Ten wariant na pewno wpadnie jeszcze w moje łapki.

Podsumowując - maseczki z serii "Food for Skin" od Marion nie czynią na naszej skórze zaskakujących efektów, jednak kupując je w tak niskiej cenie nie miałam co do nich wygórowanych wymagań. Na pewno zakupię ostatni wariant tego zestawu jakim jest wygładzające awokado. I choć działanie ich wszystkich było do siebie bardzo podobne, najmilej jednak wspominam wersję nawilżającego kokosa i do tej propozycji na pewno wrócę. Pozostała dwójka nie zrobiła nic złego mojej skórze, ale też ich działanie mnie nie przekonało, by kiedyś do nich wrócić.

A Wy miałyście okazję poznać maseczki, które proponuje firma MARION? Co o nich myślicie? Dajcie znać, jaką maseczkę użyliście ostatnio i czy polecacie - chętnie wypróbuję! :) Do następnego! 💋

NUXE, Reve de Miel | Honey Lip Balm | Must have do pielęgnacji ust?

Tak moi drodzy - tym razem będzie o balsamie do ust. Jako, że pierwszy raz na moim blogu pojawia się wpis o produktach do ust, stwierdziłam, że musi to być coś naprawdę dobrego. Ten produkt chodził za mną od dawna, ale jakoś nie było okazji,  żeby go zdobyć. W końcu zdecydowałam się wypróbować popularny swego czasu w blogosferze słoiczek z logiem marki NUXE. Mowa oczywiście o znanym i powszechnie chwalonym Reve de miel. Poznajcie bohatera dzisiejszego posta! Ja nabyłam go tutaj >>LINK DO SKLEPU<< w bardzo atrakcyjnej cenie!
Od producenta: Ultraodżywczy, naprawczy balsam do ust i okolic ust z miodem i olejkami roślinnymi oraz masłem karite. Skoncentrowane składniki sprawiają, że usta - nawet najbardziej spierzchnięte - stają się delikatne, miękkie i doskonale gładkie.

Skład: Nowy skład, zawiera 84.5% składników pochodzenia naturalnego, czyli więcej niż poprzednio. Nadal znajdziemy w nim jednak stare, podstawowe składniki, między innymi miód akacjowy (5%), masło karite (13%), oleje roślinne (róża piżmowa, słodki migdał - 9,5%),  wyciąg z grejpfruta (2,5%) oraz Wit.E (1%).
Balsam, o którym mowa, zamknięty jest w uroczym, małym, szklanym słoiczku o pojemności 15g. Być może w pierwszej chwili szklane, matowe szkło, które swoje waży wydać się może tu niepotrzebną ekstrawagancją, ale moim zdaniem taka forma opakowania ma w sobie to "coś" luksusowego, eleganckiego, jakby zarezerwowanego nie dla każdego z nas. Zakrętka z łatwością odkręca się bez żadnego zacinania, ale też nie musimy obawiać się, że coś samoistnie rozleci nam się w kosmetyczce.

Tuż po otworzeniu produktu, z opakowania wydobywają się aromaty miodowo-cytrusowe. Słodkość jest przełamana kwaskowatością cytryny :) Zapach urzekł mnie od pierwszego użycia, jest bardzo naturalny.

Konsystencja balsamu jest śliska i miękka. Masełko rozsmarowuje się na ustach z ogromną łatwością, przy czym od razu daje ono ulgę spragnionym nawilżenia i odżywienia wargom. Nie wiem jakie Wy macie doświadczenia związane z Nuxe Reve de miel, ale na początku stosowania tego balsamu, gdy czułam, że pieką mnie usta i aplikowałam dość solidną ilość preparatu, od razu czułam ukojenie i wygładzenie spierzchniętych warg. Najchętniej balsam ten nakładam na usta na noc, wtedy pozwalam sobie na wyżej wspomnianą, większą dawkę mojego nowego ulubieńca.
Zapewne nie jesteście tego świadomi, ale pielęgnacja moich ust, to nieustanna walka o to, aby wyglądały chociażby przyzwoicie. Czasami bywało też tak, że ich skóra była w tak strasznym stanie, że mogłam zapomnieć o jakiejkolwiek pomadce kolorowej. Uważam, że nie ma lepszej propozycji na rynku od Nuxe Reve de miel i wcale nie dziwię się, że balsam został okrzyknięty bestsellerem wszech czasów, a wiele kobiet (i zapewne nie tylko) zakochała się w nim od pierwszego użycia. Dzięki temu produktowi zapomniałam co to znaczą przesuszone, bolące usta i absolutnie nie żałuję, że wreszcie zdecydowałam się na nabycie tego kosmetyku. Z ręką na sercu dziś mogę stwierdzić, że produkt ten jest wart każdej wydanej na niego złotówki.


A Wy miałyście okazję używać balsamu od NUXE? Co o nim myślicie? Koniecznie dajcie mi znać! Zachęcam do przyjrzenia się kosmetykom z tej firmy - ja je uwielbiam. Jeśli szukacie sklepu, w którym znajdziecie ich produkty w korzystnych cenach odsyłam Was TUTAJ. Do następnego! 💋

Czy warto robić zakupy w hurtowni internetowej LaLill?

Właściwie to która z nas, kobiet, nie kocha zakupów? Jeszcze takich bez wychodzona z domu? No proszę was! Chyba żadna się tutaj nie ujawni 😏 Osobiście coraz bardziej zaczynam dostrzegać sens kupowania przez internet. Odbieranie pudełka wypakowanego po brzegi tym co wybierałam czasem i przez parę dni, dodając i wyjmując z koszyka, to szansa na wyeliminowanie produktów których tak naprawdę nie potrzebuję. Nauka rozsądnego kupowania jeszcze nie została przeze mnie opanowana do perfekcji, ale cały czas się tego uczę.
Tym razem skuszona ciekawymi cenami, ale nadal trzymając rękę na pulsie zdecydowałam się na zakupy w jednej z hurtowni internetowych lalill.pl. Znajdziemy tam rzeczy do stylizacji paznokci, rzęs, brwi czy wyposażenia salonów. Myślę, że dla każdej maniaczki paznokciowej będzie to raj!
Wygląd strony to pierwsze co rzuca się w oczy po wpisaniu adresu sklepu i chyba nawet dla nie bardzo obeznanych osób w kupowaniu online, jest ona na tyle przejrzysta i czytelna, że znajdziemy wszystko co nas interesuje i jeszcze więcej.

Oferta sklepu jest rzeczywiście bardzo bogata. Nie brakuje tam produktów do stylizacji paznokci, rzęs, brwi, depilacji, a nawet znajdziemy tam wyposażenie do salonów. Na plus uważam zakładkę "artykuły jednorazowe" jakimi są np. nakładki do frezarek. Produktów do dezynfekcji i sterylizacji naszych stanowisk również nie brakuje. Myślę, że strona skierowana jest głównie w stronę pań niżeli panów.

Ceny są zróżnicowane, jednak i tak uważam, że jest to drogeria ze świetnymi cenami i wypada bardzo dobrze na tle konkurencji. Żele, które miałam okazję bardzo dobrze przeglądać, mają naprawdę świetne ceny. Dodatkowo zapisanie do newslettera upoważnia do odebrania 10zł zniżki na cały asortyment, przy minimalnej wartości zakupu 30 zł. Do zamówienia dostałam również cztery pudełeczka brokatu.

Opakowanie jest jedyną rzeczą do której muszę się przyczepić. Niestety nie zrobiłam zdjęcia, jednak paczka nie przyszła zapakowana tak, jakbym tego oczekiwała. Produkty znajdowały się na samym dnie pudełka bez jakiejkolwiek folii zabezpieczającej. Na wszystkie kosmetyki została położona tektura.

Program lojalnościowy nie występuje. Nie można za zakupione produkty otrzymywać punktów, które wymienia się na nagrody.

Kontakt ze sklepem jest bezproblemowy.

Dostawa, jaką wybierzecie jest zależna od tego jaką preferujecie (kurier, paczkomat czy Poczta Polska Kurier48 ) i ile chcecie na nią wydać. Ja zwykle wybieram kuriera, takiego jakiego umożliwia dany sklep internetowy. Hurtownia oferuje również opcje darmowej dostawy (nawet kurierem) i zaczyna się ona od 150zł, niezależnie czy wybierzecie zapłatę on-line, przelew tradycyjny na konto bankowe czy za pobraniem.

Ile czekałam na dostawę? Zamówienie złożyłam w niedzielę wieczorem 9 czerwca, a dwa dni później dostałam e-mail z wiadomością, że moja paczuszka została wysłana. Moje zamówienie dotarło do mnie w środę 12 czerwca.

Moje zamówienie: 
  • Cleaner 1l LaLill 
  • Żel French Pink 30ml LaLill 
  • Brokaty, które dostałam w gratisie :)
  • Hard Gel, Clear 14g IBD 
  • Primer kwasowy Neonail 
  • Pilnik zebra 100/180 

Za wszystko zapłaciłam dokładnie 56,87zł. Jestem bardzo zadowolona z zakupów jakie zrobiłam w tej hurtowni. Na razie miałam okazję przetestować tylko primer z Neonail i żel z Lalill. Pazurki mam dopiero dwa dni, więc niewiele mogę powiedzieć, a jedynie to, że do tej pory żaden nie odpadł, nic nie odprysnęło. Mam nadzieję, ze w takim stanie utrzymają się jeszcze chociaż przez dwa najbliższe tygodnie :)
Pazurki przedłużane żelem LaLill, kolorek firmy NiuQi "Glitter Pink 1" 
Robiliście kiedyś zakupy w hurtowni LaLill? Co sądzicie o paznokciach, które zrobiłam? Jeśli ciekawi was dokładniejsza recenzja jakiegoś produktu, koniecznie dajcie znać w komentarzach. Buziaki. Do następnego!👄

ARGANOVE | Glinka zielona i eliksir różany

Śledzicie nowości kosmetyczne? Ja muszę przyznać, że bardzo się staram poznawać każdą nową perełkę z drogeryjnych półek, szczególnie te naturalne. Robiąc ostatnio małe zakupy w Rossmannie mój wzrok przykuła marka ARGANOVE. Totalna nowość, całkowicie naturalna. Zaciekawiona musiałam nabyć i sprawdzić, tak też w moje łapki wpadła maska z glinki zielonej i eliksir różany.
Chcąc poznać was troszkę bardziej z tą firmą: jest to polska marka, która swoje kosmetyczne inspiracje czerpie z piękna i bogactwa marokańskiej ziemi. W swoim asortymencie posiadają jedynie naturalne kosmetyki stworzone na bazie najwyższej jakości surowców pochodzących z Maroka. Stworzone wyłącznie z roślinnych składników produkty nie zawierają żadnych substancji pochodzenia zwierzęcego - są przyjazne dla wegan i nie testowane na zwierzętach.
Opis producenta: Naturalna zielona glinka doskonale sprawdza się w pielęgnacji skóry z niedoskonałościami oraz tłustej. Wspomaga łagodzenie objaw trądziku. Wykazuje najsilniejsze działanie oczyszczające wśród wszystkich glinek. Skutecznie absorbuje zanieczyszczenia z powierzchni skóry. Zamyka rozszerzone pory i zapobiega tworzeniu się zaskórników. Delikatnie złuszcza martwy naskórek, wygładza skórę oraz stymuluje regenerację komórek.

Skład: 100% bentonite
Zacznijmy może od tego, że maseczki glinkowe zdecydowanie należą do moich ulubionych, ponieważ radzą sobie z oczyszczaniem mojej cery jak żadne inne. Przed nałożeniem każdej maseczki wykonuję delikatny peeling. To bardzo ważne, aby pozbyć się martwego naskórka – składniki odżywcze lepiej wchłoną się z maseczki. 
Maseczkę przygotowuję z 1-2 łyżeczek o pojemności 5ml glinki i odpowiedniej ilości wody. Nakładam równomiernie grubą warstwę, a potem kilka razy skrapiam wodą lub tonikiem, aby nie zaschła. Zmywam po 15-20 minutach. Sama w sobie maseczka nie ma wyczuwalnego zapachu, a jego formuła to miałki proszek. Alga ta jest bardzo wydajna w stosowaniu, ponieważ pochłania wodę w dużej ilości i z takiej jednej łyżeczki uzyskujemy odpowiednią porcję maseczki, którą pokryjemy całą twarz i to grubą warstwą.
Glinkę rozrabiamy w naczyniach z porcelany, emalii, drewna lub szkła. Nie należy używać naczyń z metalu (aluminium, miedzi, żelaza) lub tworzyw sztucznych.
Glinka zielona posiada około 20 różnych soli mineralnych takich jak: krzem, magnez, wapń, potas, fosfor, sód i inne oraz cały szereg mikroelementów i pierwiastków śladowych takich jak selen, molibden, cynk.
Dzięki kształtowi cząsteczek, glinka posiada działanie absorpcyjne i adsorpcyjne. Glinka wiąże toksyny, kiedy jest w połączeniu z wodą. Ten efekt pożądany jest w leczeniu problemów skórnych (np. łuszczycy, wysypki, egzemy). Nakładanie takiej maseczki na skórę wyciąga toksyny z porów. Proces ten leczy skórę i zapewnia przyjemny efekt złuszczający. Uważam, że praktycznie każda skóra potrzebuje od czasu do czasu takiego oczyszczenia!
Podsumowując: totalne „odtłuszczenie”, oczyszczenie i zmatowienie skóry. Zmiany skórne szybciej się goją, a skóra mniej się przetłuszcza przez kilka dni. Pory skóry stają się zwężone i mniej widoczne, co więcej, zielona glinka łagodzi stany zapalne i zaczerwienienia. Wszystkie "małe diabły" na mojej twarzy szybciej się goją i znikają. Przygotowanie maseczki nie zajmuje wiele czasu, ani trudu.

Opis producenta: Naturalny eliksir różany doskonale pielęgnuje, nawilża i wzmacnia skórę. Dzięki wysokiej zawartości antyoksydantów chroni przed negatywnym wpływem czynników zewnętrznych, zapobiega przedwczesnemu starzeniu się skóry. Poprawia jej elastyczność i wyrównuje koloryt. Przywraca piękny, promienny wygląd.

Skład: prunus armeniaca kernel oil, sesamum indicum seed oil, rosa damascena flower oil, rosa damascena flower extract
Eliksir zamknięty jest w eleganckiej, szklanej buteleczce z pipetą. Jak dla mnie na wielki plus - wygodnie, higienicznie i wydajnie. Przechodząc do sedna - w Maroku róża jest uważana za królową kwiatów. Od starożytnych czasów naturalny olejek różany był i nadal jest symbolem miłości i piękna, urzekającym swoim zapachem. Wyjątkowość eliksiru tkwi zarówno w jego korzystnym oddziaływaniu na zdrowie i urodę, jak i w skomplikowanym procesie jego pozyskiwania. Jego główną właściwością jest odżywianie i zmiękczanie skóry.
Olejek różany z Maroka pielęgnuje każdy rodzaj cery, ale największe efekty uzyskuje się przy stosowaniu go do skóry wrażliwej i naczynkowej, a także dojrzałej. Ze względu na to, że naturalny olejek z róż zapobiega wysuszeniu naskórka i chroni przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych, regularne stosowanie zapewnia długotrwałe nawilżenie oraz uszczelnianie naczynek krwionośnych. Dodaje blasku zmęczonej cerze oraz redukuje zaczerwienienia i podrażnienia.
Podsumowując: Olejek nie jest ciężki i tłusty. Dobrze się rozprowadza i nie pozostawia na długo tłustego filmu na naszej twarzy. Na pewno nie wchłania się momentalnie do matu jak olejek jojoba, ale otula skórę delikatną warstewką. Po kuracji olejkiem skóra była wygładzona, nawilżona, sprężysta, miękka i miła w dotyku. Olejek łagodził podrażnienia skóry i stany zapalne. Rozwiązał problemy z suchymi skórkami, a na mojej twarzy skłonnej do zmian trądzikowych przestały pojawiać się nieproszeni goście. Ja jestem na tak!
Słyszałyście już o marce Arganove? Co o niej myślicie, miałyście okazje już przetestować? Koniecznie dajcie mi znać! Do następnego! 💋

GARNIER | CZYSTA SKÓRA | żel & tonik zwężający pory

Marka Garnier jest znana każdej z nas, a na pewno większości. Dzisiaj produkty właśnie tej firmy chciałabym wam przedstawić. Jak pisałam w poprzednim poście - dostałam ten zestaw od mojej Mamy. Od kilku miesięcy moje zainteresowania odnośnie wyboru kosmetyków do pielęgnacji twarzy i ciała uległy małej zmianie. Większą uwagę przywiązuję do tego, po co sięgam, natomiast moja Mama jest całkowitym przeciwieństwem jeśli o to chodzi. Czy trafiła z wyborem? Jeśli jesteście ciekawi jak sprawdził się prezentowany zestaw, zapraszam do dalszej części postu!
Opis producenta: Oczyszczający żel zwężający pory Garnier Czysta Skóra został stworzony dla osób, które mają skórę mieszaną lub tłustą, z niedoskonałościami. Skutecznie usuwa nadmiar sebum i zanieczyszczenia oraz zauważlanie zwęża pory.

Skład: Aqua, Coco-Betaine, Propylene Glycol, Sodium Laureth Sulfate, PEG-120 Methyl Glucose Dioleate, Disodium Cocoamphodiacetate, Sodium Chloride, Benzyl Alcohol, Benzyl Salicylate, Eucalyptus Globulus Leaf Extract, Limonene, Linalool, Menthol, Menthoxypropanediol, Salicylic Acid, Sodium Benzoate, Tetrasodium EDTA, Zinc Gluconate, Parfum

Warto zaznaczyć, że w składzie żelu występuje wiele bardzo silnie oczyszczających substancji, które mogą mieć niekorzystny wpływ na kondycję cery, jeśli produkt będzie nierozważnie stosowany. Należy pamiętać, że naruszenie flory bakteryjnej cery tłustej/mieszanej może mieć wpływ na to, ile niedoskonałości będzie pojawiać się na twarzy. Żel jest oczywiście bardzo przyjemnym produktem, bo skutecznie i głęboko oczyszcza, zawiera cynk (Zinc PCA), ekstrakt z ogórka (Cucumis Sativus Extract), oczaru wirginijskiego (Hamamelis Virginiana Extract) i mentol (Menthol), ale w składzie znajdziemy również kwas salicylowy (Salicylic Acid) i SLS, których powinno unikać się w codziennej pielęgnacji. Mimo wszystko, kosmetyk jest dobrym rozwiązaniem, jeśli szukacie czegoś do stosowania doraźnie.

Usuwa wszelkie zanieczyszczenia, spokojnie poradzi sobie z olejami na twarzy. Produkt pomaga w walce z zaskórnikami, dzięki dobremu oczyszczeniu naprawdę po niedługim czasie można zauważyć poprawę w tej kwestii zwłaszcza na brodzie i nosie. Produkt ściąga całe sebum z twarzy, więc bezwzględnie należy pamiętać o tonizowaniu jej po użyciu tego preparatu, a także nawilżeniu. Jeśli nie będziemy pilnować odpowiedniej pielęgnacji, po pewnym czasie mógłby przesuszać. Spotkałam się z wieloma takimi opiniami w sieci, że ten produkt przesusza ale uważam, że w wielu przypadkach zawiniła nieprawidłowa pielęgnacja - nie sam żel. Oczywiście łatwiej nabawić się przesuszenia przy tego typu produktach niż naturalnych, ale mam nadzieję, że rozumiecie moje stanowisko.
Podsumowując, jak na żel drogeryjny o niskiej cenie - dla tłustej i problematycznej cery jest to produkt  dobry i godny polecenia.
Opis producenta: Tonik matujący. Przeznaczony do pielęgnacji cery mieszanej, tłustej i z niedoskonałościami. Formuła łączy w sobie ekstrakt z eukaliptusa, kwas salicylowy oraz cynk. Produkt posiada właściwości antybakteryjne i regulujące produkcję sebum. Ponadto, zwęża pory oraz działa oczyszczająco. Poręczne opakowanie ułatwia aplikację.

Skład:  Aqua, Alcohol Denat, Dipropylene Glycol, Glycerin, Salicylic Acid, Zinc Gluconate, Eucalyptus Globulus Leaf Extract, Propylene Glycol, Sodium Hydroxide, Benzophenone-4,peg-60 Hydrogenated Castor Oil, CI 42090, Parfum/Fragrance, Benzyl Salicytate, Citral, Hexyl Cinnamal, Limonene, Linalool.

No kochani, tu zaczyna się jazda bez trzymanki! Na początku warto wspomnieć, że bardzo wysoko w składzie matującego toniku znajdziemy alkohol denaturowany, który może w błyskawicznym tempie doprowadzić do odwodnienia skóry. Wyczuwalny jest on od razu po otwarciu kosmetyku. Ja niestety nie mogłam się do niego przyzwyczaić. NIE WOLNO traktować go w roli idealnego, codziennego toniku - doprowadzenie odwodnionej cery do stanu pierwotnego jest trudnym i frustrującym zadaniem, a tego z pewnością każda z nas chce uniknąć.

Po użyciu go na następny dzień zauważyłam, że na nosie wyskoczyły mi małe krostki - po odstawieniu problem minął. Produkt niestety podrażnia, jeśli mamy jakieś otwarte ranki czy chociażby skubaliśmy brwi jakiś czas temu. Często też występowało uczucie pieczenia, tym samym jego użytkowanie było niekomfortowe. Dodatkowo powierzchnia twarzy nie została wygładzona, tak jak zapewnia producent. W żadnym stopniu. Jeśli chodzi o oczyszczenie to było ono na tyle słabe, że nie zauważyłam żadnej różnicy w tej sprawie.
Mimo tego, że kosmetyk jest wydajny to nie polecam go nikomu, z takim składem robi więcej krzywdy niż pożytku. Na rynku można znaleźć godniejsze uwagi toniki, w podobnej cenie, a i z lepszymi efektami. Aktualnie jest to najgorszy tonik jaki udało mi się stosować w całym kosmetycznym świecie!



Znacie linię kosmetyków Czysta Skóra od Garnier? Co o niej myślicie, używałyście? Koniecznie dajcie mi znać! Do następnego! 💋

SORAYA Plante | Roślinna esencja tonizująca

Zacznijmy może od tego, że uwielbiam kosmetyki naturalne! Oznaczają one dla mnie dopracowane, wręcz dopieszczone składy. Pełne substancji aktywnych, bez wypełniaczy i zapychaczy, bez zbędnych składników wpływających jedynie na przyjemność stosowania. Jako, że mój tonik, który nie do końca się sprawdził sięgał dna, zaczęłam poszukiwania czegoś nowego. Niestety moja mama mnie w tym uprzedziła i sprezentowała mi tonik z Garniera Czysta skóra, o którym podejrzewam będzie następny post. Powiem tylko tyle, że to najgorszy kosmetyk z jakim miałam styczność. Od razu pobiegłam do Rossmann'a szukać czegoś innego! I tak wpadł w moje łapki tonik z Soraya Plante. Jest to całkowita nowość w drogerii, zawiera 99% składników naturalnych, więc tym bardziej chciałam go przetestować. Jak mi się sprawdził? Zapraszam do dalszej części postu :)
Od producenta: 
Roślinna esencja tonizująca Soraya plante przywraca skórze po myciu naturalne pH. Nawilża, odświeża, pozostawia skórę gładką w dotyku i przygotowaną do dalszej pielęgnacji.

Skład: Aqua*, Citrus Aurantium Amara Flower Water*, Glycerin*, Propanediol*, Cryptomeria Japonica Bud Extract*, Undaria Pinnatida Extract*, Gluconolactone*, Butylene Glycol*, Tetrasodium Glutamate Diacetate*, Caprylyl Glycol, Citric Acid*, Phenoxyethanol, Sodium Benzoate.
Pierwsze co rzuca się w oczy to przepiękne, kwiatowe opakowanie. Naprawdę uwielbiam kiedy produkty, których używam przyciągają mój wzrok. Buteleczka ma 200ml, a kosztowała 15,99. Minusem jest dla mnie to, że trzeba aplikować go na wacik, który niestety pije za dużo produktu. Jestem zwolenniczką atomizerów i w żadnym razie nie potrafię przełamać się, aby stosować te kosmetyki w jakiś inny sposób, tak więc szybko zmieniłam klasyczny dziubek na mój ukochany spryskiwacz do twarzy :D Dlaczego? Ponieważ tylko wtedy czuję, że moja skóra jest doskonale nawilżona.
Konsystencja wodnista, a kolor całkowicie bezbarwny. Jeśli chodzi o zapach to jest naprawdę delikatny, wyczuwalny tylko przy bezpośredniej aplikacji.
Podsumowując: używam go po każdym umyciu twarzy. Tonik testowałam jako podkład do kilku kremów, w każdym przypadku spisywał się doskonale. Moja skóra polubiła ten tonik głównie za uczucie ukojenia jakie pojawia się po aplikacji. Warto również wiedzieć, że tonik jest przeznaczony do każdego typu cery - jest to produkt uniwersalny i myślę, że wiele z nas będzie zadowolonych z jego działania. Soraya Plante to strzał w dziesiątkę! Wyrównuje pH naszej skóry, nawilża, pozostawia skórę gładką i odświeżoną. Z pewnością jest to zasługa doborowego składu, w którym na czele stoi woda neroli, potocznie zwana wodą z kwiatu pomarańczy, znana ze swego antybakteryjnego i antyoksydacyjnego działania. Wyciąg z szydlicy japońskiej to także przeciwutleniacz, który dodatkowo stymuluje krążenie krwi w skórze. Alga Wakame jest bogata w kompleks witaminy B i również chroni przed działaniem wolnych rodników. Na dzień dzisiejszy szczerze Wam go polecam i myślę, że moje zdanie nie ulegnie zmianie. Szukałam idealnego toniku dla siebie i go znalazłam.
Miałyście już do czynienia z tym tonikiem? Jak się u Was spisał? Lubicie naturalne kosmetyki? I pamiętajcie kochane - tylko od waszej decyzji zależy promienny wygląd skóry! Do następnego! 💋

TOŁPA Green Oils matowienie | Orzeźwiający krem i żel peelingujący do twarzy

Czy dla was również Biedronka jest miejscem na dorwanie dobrej jakości kosmetyków i to w atrakcyjnej cenie? Bo dla mnie zdecydowanie tak! Błądząc między półkami spostrzegłam kosmetyki polskiej, dobrze znanej nam wszystkim marki Tołpa. Kosmetyki te bazują w dużej mierze na różnych olejach roślinnych w zależności od typu skóry, tak by sprostać potrzebom każdego użytkownika.Cała linia tołpa: green oils oparta jest na olejach roślinnych. W zależności od produktu i problemu cery, olej zawarty w recepturze danego kosmetyku, jest jego głównym składnikiem aktywnym i tym, co go wyróżnia. Składniki, które niemalże każdy z nas spożywa na co dzień, mogą być też najlepszym z możliwych pokarmem dla skóry. Tym razem w moje łapki wpadł żel peelingujący do mycia twarzy i krem-żel matujący. Są to dla mnie totalne nowości, dlatego bardzo chcę podzielić się z wami jak mi się sprawdziły!
Od producenta:
Kosmetyk dokładnie oczyszcza, usuwając zrogowaciały naskórek, sebum i makijaż. Odblokowuje pory i przeciwdziała powstawaniu niedoskonałości. Ogranicza nadmierne wydzielanie sebum. Łagodzi podrażnienia i nawilża. Orzeźwia, pozostawia uczucie świeżej, dobrze oczyszczonej i matowej skóry.

Ten orzeźwiający żel peelingujący do mycia twarzy tołpa: green oils. Wyposażony został w składniki aktywne takie jak: torf tołpa, olej ze skórki cytryny (dlatego też żel pachnie tak świeżo i energetycznie!) oraz trzy rodzaje drobinek ścierających: perlit, łupinki orzecha włoskiego i owoce czarnej porzeczki. Dzięki tej różnorodności kosmetyk posiada fajną konsystencję. Zachowuje skuteczność, ale nie jest też aż tak intensywny i mocny, żeby mógł niezdrowo skórę podrażniać.

Jak dla mnie ma on jednak więcej wspólnego z peelingiem jako takim, niż żelem do mycia twarzy, dlatego używam go głównie podczas stosowania maseczek. Zawiera on tak wiele drobinek ścierających, że moja wrażliwa i „emocjonalna” cera, mogłaby przestać go lubić przy codziennym stosowaniu. Ale! W przypadku, gdy używam go 2 – 3 razy tygodniowo, wręcz go kocha!

Nie pieni się, dobrze się rozprowadza i fajnie pracuje pod palcami. Dobrze oczyszcza skórę – usuwa resztki makijażu, nagromadzone sebum i zrogowaciały naskórek. Otwiera ją na kolejne dawki składników aktywnych, choć sam na przykład świetnie radzi sobie z nawilżaniem. Po wysuszeniu cera jest świeża, gładka i fantastycznie pachnąca. Energetyczne, słodkie cytrusy, to zdecydowanie zapachy dedykowane mojej twarzy.
Od producenta:
Redukuje wydzielanie sebum, matuje skórę i zapobiega błyszczeniu. Odblokowuje i zwęża rozszerzone pory. Ogranicza powstawanie zaskórników, redukuje niedoskonałości. Regeneruje, wygładza i wyrównuje koloryt. Nawilża, łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia. Przywraca świeży i promienny wygląd. Nie wysusza i nie ściąga skóry.

Zacznijmy może od jednego z wielu jego plusów, które bardzo przyciągnęło moją uwagę - opakowanie jest przyjazne dla środowiska, poddawane recyklingowi. Jak dla mnie jest to naprawdę istotny aspekt. Kosmetyk ma konsystencję kremu-żelu, a jego używanie jest jeszcze przyjemniejsze dzięki zapachowi cytryny.

Krem bardzo orzeźwia skórę, a po całkowitym wchłonięciu delikatnie ją matowi nie dając uczucia ściągnięcia. Nawilża, łagodzi zaczerwienienia, nadaje cerze zdrowy i świeży wygląd. Jako zaletę, uważam to, że jest dedykowany na dzień jak i na noc. Absolutnie mnie nie piecze, nie podrażnia i nie uczula, a wydzielane sebum w znacznym stopniu zredukowane. Zauważyłam również, że pory zostały lekko zwężone. Jest bardzo wydajny, naprawdę wystarczy odrobina, żeby wmasować w dane miejsca. Szybko się wchłania, przy czym świetnie się z nim pracuje.
Zachęcam do komentowania i dzielenia się Waszymi odczuciami do tych jak i innych produktów marki Tołpa. Dajcie koniecznie znać jak się u Was sprawdzają i czy macie może jakiś ulubieńców. Do następnego! 💋