Londyn na własną rękę - wizyta w stolicy Wielkiej Brytanii

To już dwa miesiące od naszej ostatniej wycieczki do Londynu! Nie spodziewałam się, że to miasto może mnie tak pozytywnie zaskoczyć! Barwne, energiczne i tętniące życiem. 


Dzisiaj zapraszam Cię na fotorelację z wyjazdu!



London Eye

London Eye, czyli wielki diabelski młyn znajdujący się na południowym brzegu Tamizy, niedaleko mostu Westminster. Koło ma wysokość 135 metrów i znajdują się na nim 32 klimatyzowane kapsuły. Pełny obrót koła trwa 30 minut. Niewielka prędkość z jaką ten wielki młyn diabelski się obraca, pozwala na wysadzanie i zabieranie pasażerów, bez zatrzymywania go.


Big Ben, Pałac Westminsterski, Westminster Bridge

Wszystkie te miejsca znajdują się praktycznie jedno obok drugiego, także bez większego wysiłku wyruszając na zobaczenie najpopularniejszego zegara w Londynie, możecie od razu zobaczyć Opactwo Westminsterskie, gdzie koronowani i chowani są królowie Anglii i Wielkiej Brytanii, no i Pałac Westminsterski, który jest siedzibą brytyjskiej Izby Gmin i Izby Lordów.

Westminster Bridge jest najstarszą konstrukcją mostową w Londynie. 

Pałac Buckingham

Pozycja na liście życzeń milionów ludzi na całym świecie. Ten kultowy budynek jest jedną z największych atrakcji turystycznych Wielkiej Brytanii i obowiązkowym miejscem dla każdego, kto choć trochę interesuje się brytyjską historią, monarchią lub ważnymi zabytkami Londynu.

Chinatown, czyli chińska dzielnica

Chińczycy przenieśli się do Soho i założyli tutejsze Chinatown jeszcze w XIX wieku. Dzisiaj główną ulicą jest Gerrard Street, które stanowi swoiste centrum kulturalne i finansowe chińskiej społeczności w Londynie. Przenosimy się do innego świata. Świata, który pachnie chińskimi potrawami, a ich zapach unosi się w uliczkach z tutejszych chińskich knajpek. Wyjątkowego Świata, do którego wchodzimy przez bogato zdobione bramy, a nad głowami mamy mnóstwo chińskich, czerwonych lampionów. 

Sky Garden

Genialny punkt widokowy, z którego zobaczycie tak naprawdę całą panoramę miasta. Wstęp jest bezpłatny. Najlepiej wcześniej dokonać rezerwacji, żeby nie czekać w kolejce (my oczywiście tego nie zrobiliśmy, ale czekaliśmy maksymalnie 10min). Budynek ma 36 pięter, a winda jedzie około 30 sekund. Do góry znajduje się także restauracja i kawiarnia.

Muzeum Historii Naturalnej

ONO JEST OGROMNE! Naprawdę, wielki budynek, do tego dość nowoczesna i równie spora przybudówka – jest gdzie chodzić. Przestronne korytarze, wielkie sale wystawowe, bardzo wysokie pomieszczenia – to wszystko sprawi, że osoby cierpiące na klaustrofobię mogą czuć się tam bezpiecznie. W przeciwieństwie do tych, którzy nie lubią tłumów. Bo ludzi tam jak mrówków!

Peron 9 i 3/4 i sklep Harrego Pottera

Jako wielka fanka Harrego Pottera nie mogłam odpuścić sobie wizyty na stacji King's Cross. Londyn to miejsce, które wszyscy miłośnicy Pottera powinni zobaczyć. Nie tylko ze względu na słynne studio, nie tylko ze względu na liczne spacery po mieście śladami Harrego Pottera, ale także ze względu na Peron 9 3/4 i oficjalny sklep, który się koło tego peronu znajduje.

Hyde Park 

Jedno z najpopularniejszych miejsc w Londynie. Uwielbiają go zarówno turyści, jak i rdzenni mieszkańcy miasta. To idealne miejsce na jogging, ale także spokojny spacer z kubkiem ulubionej kawy. Zakochałam się w tym miejscu bez pamięci.

M&M's world, Lego, Disney i inne.. 




Byliście kiedyś w Londynie? Planujecie wycieczkę?

5 rzeczy, które kocham w jesieni

Gdy wkrada się znienacka, uderzając falą chłodu i malując szyby strugami deszczu, trudno nam pogodzić się z gwałtowną zmianą. Chcemy jak najszybciej odesłać ją z powrotem. Gdy już się jednak rozgości ze swoimi kolorami i niezwykłym klimatem, odkrywamy dobre strony jesieni🍁 Muszę przyznać, że październik to jeden z moich ulubionych miesięcy i baardzo czekałam na te chłodniejsze dni. Już piszę dlaczego..




Długie, klimatyczne wieczory

A co tam, że zaczynają się już w okolicy południa ;) Grunt to odpowiednie nastawienie. Zawsze mamy więcej czasu, żeby odpowiednio ułożyć poduszki, koc, wykonać aranżację z kubkiem herbaty i świeczkami w tle do zdjęcia, które podpiszemy potem hasztagiem #hygge 😉 Bez nabijania się, trzeba jednak przyznać, że wszystko, co sprzyja podniesieniu przytulności wnętrza poprawi nasz nastrój podczas długich jesiennych wieczorów. Wtedy również świetnie zrobić sobie wieczorny seans z dreszczykiem!



Świeczki i woski

Czy Wy też, podobnie jak ja, zapominacie o istnieniu świeczek w okresie letnim? Ja wtedy palę je praktycznie jedynie wieczorami, jednak jesienią zaczynam obstawiać swój cały pokój małymi podgrzewaczami i większymi świeczkami. Zaopatruję się też w zapasy wosków moich ulubionych marek - Goose Creek, Kringle Candle, Country Candle, Yankee Candle! Uwielbiam ciepło i wygląd ognia świec i najchętniej rozkładałabym je w swoim pokoju co pół metra, jednak nie byłoby to do końca bezpieczne, szczególnie w perspektywie posiadania szalonego kota. 

Jesienna aura

Liście zmieniają swoje barwy i wokół mamy żółcie, pomarańcze, brązy, czerwienie. Krajobraz jest niezwykle urokliwy. Uwielbiam raczyć się widokiem złotych drzew i krzewów. Wprowadza mnie to w radosny choć odrobinę nostalgiczny nastrój. Robi się przyjemnie chłodno, ale jeszcze nie jest bardzo zimno. Bywają ponure dni, ale mają one swój urok. Ja bardzo lubię również te mgliste poranki czy wieczory. Jesienna aura sprawia, że chętniej wychodzę na spacery. Uwielbiam szelest liści pod stopami.



Herbaty w wielkich kubkach

Lubię pić herbatę, najróżniejszą. Kocham zieloną, czarną, miętową i wszelkie inne ziółka także. Jednak nic nie smakuje mi tak dobrze jak gorąca herbata z cytryną i prawdziwym miodem

Sezon dyniowy

Dynia to jak flaga jesieni. Albo godło. W każdym razie: dynia = jesień. Jeśli chcesz, żeby ta pora roku ci się przyjemnie kojarzyła, dobrze byłoby zrobić coś smacznego, co przywoływałoby miłe wspomnienia. Przepisów na dynię jest mnóstwo: od dań obiadowych aż po desery. Dynie są również piękną ozdobą, szczególnie lubię małe, białe baby boo, które wprowadzają mega jesienny klimat do pokoju ;)



A jakie są Wasze jesienne niezbędniki? Jeśli lubicie jesień, napiszcie dlaczego. Jeśli nie, też napiszcie :)

Co w trawie piszczy! Przemyślenia o życiu na wsi, świeca o zapachu świeżego bzu i tak samo pachnący balsam do ciała

Co to był za miesiąc! Na początku zimno i pada, potem fala upałów, ostatnie dni utwierdziły mnie jednak na dobre - lato rozgościło się na najbliższe miesiące. Czerwiec upłynął mi błyskawicznie, dlatego dzisiaj przychodzę do Was z małym podsumowaniem tego miesiąca. Będzie o świecy idealnej na tę pogodę, pięknie pachnącym kosmetyku do ciała i trochę o życiu na wsi 😉 Chodźcie!



SIELSKIE ŻYCIE... 

Muszę się do czegoś przyznać - gdy byłam młodsza naprawdę nie lubiłam wsi, na której mieszkam. Zawsze powtarzałam sobie, że gdy dorosnę wyprowadzę się do wielkiego miasta, w którym wszystko mam pod nosem ;) I wiecie co? Aktualnie mam 24 lata i nie wyobrażam sobie mieszkać w mieście! Z biegiem lat zaczęłam doceniać to co mam, to co mnie otacza. Wracam do domu i wita mnie kot i cisza, przeplatana wróblimi śpiewami. Czas wydaje się płynąć wolniej. Zaparzam herbatę i biorę kawałek domowego ciasta, smakuje lepiej niż te modne makaroniki. Świeże powietrze, własne warzywa i owoce i już nic więcej do szczęścia nie trzeba 🧡 



KRINGLE CANDLE FRESH LILAC, ZAPACH ŚWIEŻEGO BZU

Maj już za nami, bzy niestety przekwitły. Ale od czego są świece zapachowe, prawda? Fresh Lilac to piękny otulający zapach rzeczywiście przypominający świeży bez. Nie jest to zapach mdły, czy też duszący, jak często bywa z kwiatami. Świeca ma bardzo dobrą moc, w pokoju pachnie tak, jakby od samego rana w wazonie stał bukiet zerwanych gałązek bzu. Zdecydowanie zdobędzie Wasze serce, trzeba tylko dać mu szansę. 

BALSAM DO CIAŁA YOPE, BEZ I WANILIA

Konsystencja jest typowa dla balsamów - ani nie zbyt gęsta, ani też nie przesadnie rzadka. Po aplikacji na skórę balsam szybko się wchłania pozostawiając delikatną warstwę ochronną. Nie jest to lepka powłoka, lecz taka warstwa potęgująca efekt nawilżenia. Czuć, że skóra jest dobrze nawilżona i odżywiona, a przy tym nieobciążona produktem. Balsam Yope sprawdza się też po depilacji - łagodzi podrażnienia i zapobiega swędzeniu skóry. Przyznam szczerze, że kupiłam go głównie dla zapachu. Ten oczywiście jest piękny, idealnie majowy. Balsam pachnie jak świeżo zerwany bez, okraszony delikatnie wanilią. Utrzymuje się na skórze przez dłuższą chwilę po aplikacji. Aż chce się nim smarować 😄


To by było na tyle z moich przemyśleń i ulubieńców czerwca. Dajcie znać, jak Wam minął ten miesiąc i co fajnego Was spotkało!

Co w trawie piszczy! Budowa domu, nauka nowego języka & perfumy z Zary

Na blogu już bardzo dawno nie było takiego luźniejszego wpisu, więc stwierdziłam, że podzielę się z Wami kilkoma rzeczami - tymi większymi, jak i mniejszymi z mojej prywaty. Nie jestem typem osoby, która lubi dzielić się swoją codziennością, bo jestem zdania, że moje życie nie jest na tyle ciekawe, aby ktoś chciał o nim regularnie czytać. Czasem jednak przychodzi taki czas, że w życiu wiele się dzieje :)


Zapraszam Was więc na wpis, w którym trochę sobie do Was pogadam. 


Wybór wymarzonego projektu


Wybór odpowiedniego projektu domu to pierwszy krok do realizacji marzeń o własnych czterech kątach. Wraz z moim K. długo nie mogliśmy się zdecydować. Milion stron internetowych, które proponują jeszcze więcej gotowych projektów. Oczywiście pamiętajcie, że projekt domu możecie stworzyć „od początku” z architektem. Wtedy nie ma miejsca na pomyłki, niedomówienia i poprawki. Wszystko będzie dopasowane pod wasze oczekiwania i wymagania. Takie rozwiązanie będzie jednak zdecydowanie droższe. Mimo wszystko my postawiliśmy na projekt gotowy, w którym będziemy wprowadzać tylko drobne poprawki. Projekt domu z poddaszem użytkowym o zwartej bryle. Wyróżnia się racjonalnym zagospodarowaniem niedużej powierzchni, gwarantującym wygodne użytkowanie domu. Zwarta i prosta bryła, dwuspadowy dach umożliwią szybką oraz ekonomiczną realizację. Także zaczynamy budowę!

Nauka nowego języka.. uczę się japońskiego!


Kultura japońska jest jedną z najbardziej wyjątkowych na świecie. Japonia, jako państwo wyspiarskie, przez wiele stuleci rozwijała się w izolacji od reszty świata. Wiele słów w języku japońskim nie można przetłumaczyć na polski lub inne języki ze względu na wyjątkową kulturę Japonii. Osobiście kulturą japońską zaczęłam interesować się już w gimnazjum, czyli naprawdę dawno temu, jednak za naukę języka zabrałam się dopiero tego roku, kiedy pod choinką znalazłam książkę do nauki japońskiego ;) 


Co potrafię na ten moment? Hiraganę, katakanę oraz kilka znaków kanji. Cały czas ogarniam gramatykę itd. Za mną również coraz więcej słówek. Każdy rozdział dotyczy czegoś innego, więc automatycznie moje japońskie słownictwo również się powiększa. Na spokojnie można powiedzieć, że ogarniam podstawy :)  Naprawdę uwielbiam ten język!

Perfumy z Zary "Orchid"


Mój ulubieniec w ostatnim czasie! Zapach, który zwraca uwagę innych w otoczeniu. Często słyszę pytania co to za zapach. Cudowny, kwiatowy, delikatny, ze słodkimi nutami - taki właśnie jest ten zapach. Utrzymuje się kilka godzin na skórze, a na ubraniach jeszcze dłużej. Nutę głowy stanowi Bergamotka; nutą serca jest Orchidea; nutą bazy jest Wanilia. Ogólnie bardzo je polecam i sama na pewno sięgnę po jeszcze jakiś zapach tej marki!


Dajcie znać co u Was!

Co w trawie piszczy! Krótka fotorelacja z pobytu w Berlinie

Cześć! Nie było mnie tu jakiś czas, ale działo się u mnie naprawdę wiele. Nie miałam nawet chwili, żeby włączyć laptopa i zobaczyć co słychać na Waszych blogach. Na szczęście powoli wracam na właściwe tory i będę mogła wrócić do regularnego pisania tutaj, jak i udzielania się na Instagramie, gdzie serdecznie Was zapraszam, bo tam udzielam się codziennie ;)

Nie przedłużając! Dzisiejszy post jest jednym z tych luźniejszych - więcej oglądania niż czytania, jednak wiem, że część z Was lubi czasami również i takie wpisy. Przez czas, który mnie nie było miałam okazję zwiedzić kawałek Berlina i właśnie dzisiaj chciałabym pokazać Wam krótką fotorelację. Zapraszam. 



Brama Brandenburska 

Czy ktoś jeszcze o niej nie słyszał? Nie skłamię jeśli napiszę, że to najbardziej znany zabytek Berlina, a może nawet całych Niemiec. Od ponad 220 lat jest świadkiem wydarzeń historycznych w Niemczech. Utrzymana jest w stylu wczesnoklasycystycznym, zbudowana jest z piaskowca kamiennego. Na szczycie bramy stoi odlana z brązu kwadryga, którą dowodzi Nike. Dziś jest nie tylko symbolem miasta, ale również symbolem Wolności i Pokoju oraz zjednoczenia Niemiec.

Reichstag

Reichstag, czyli Parlament Rzeszy jest jednym z największych i najpiękniejszych budynków Berlina. Został zaprojektowany w stylu neorenesansowym przez Paulla Wallota. Niestety w wyniku pożaru oraz II wojny światowej został zrujnowany. Następnie został odbudowany w latach 60 XX wieku. Najbardziej atrakcyjną częścią parlamentu jest dziś szklana kopuła. Turyści, którzy chcieliby zwiedzić Reichstag muszą liczyć się z dokonaniem rezerwacji daty i godziny zwiedzania poprzez stronę internetową. My niestety trafiliśmy na protesty i ciężko było podejsć z którejkolwiek strony.

KILKA LUŹNYCH KADRÓW






Byłaś kiedyś w Berlinie?

Co w trawie piszczy! Krótka przerwa, zmiany na Instagramie i plecak idealny na co dzień

Ostatni wpis jak można było zauważyć pojawił się tutaj 20 grudnia. Nie planowałam robić sobie przerw, jednak w natłoku pracy, obowiązków i innych rzeczy, które pojawiały się po prostu nieplanowane kompletnie nie mogłam znaleźć chwili, aby zabrać się za zdjęcia czy napisanie chociażby krótszej recenzji. Wpadłam w ciąg rutyny, gdzie nie było miejsca na blogowanie. Wieczorami wracając do domu natomiast chciałam mieć tylko święty spokój - książka, serial, może jakiś głupi program w TV. Będąc kompletnie wyczerpaną blogowanie nie sprawiało mi już takiej frajdy, wręcz przeciwnie, bo w pewnym momencie poczułam jakby to był mój obowiązek - "Opublikuj coś, bo minęło już kilka dni"; "trzeba przejrzeć posty na innych blogach, bo będzie za dużo zaległości". Nie chciałam, aby coś, co sprawiało mi niegdyś taką przyjemność, stało się ciężarem. Nie chciałam wchodzić na moje ulubione blogi z poczucia obowiązku, tylko chciałam się cieszyć tymi postami, chciałam być ich ciekawa, mieć chęć je poczytać. 

Wiem, że ta nasza niedługa przerwa wyszła nam na dobre. Naprawdę musiałam zatęsknić i odzyskać utracony entuzjazm. Miałam też czas, żeby gdzieś w zakamarkach mojej podświadomości, zastanowić się, jak by to blogowanie miało teraz wyglądać. 

Zmiany nie tylko na blogu... 

Kilka razy próbowałam już lekkiej zmiany stylu, i mimo że uwielbiałam kadry z wieloma dodatkami to trochę mnie to już znudziło. Mała zmiana stylu sprawiła, że na nowo poczułam ogromną frajdę z robienia zdjęć, a przy okazji nie muszę się już obawiać, że jakiś kolor czy przedmiot nie pasuje do reszty, bo jest za ciemny czy zbyt kolorowy. Zdecydowanie pomogło mi to ponownie nabrać ochoty na naukę i mam nadzieję, że w końcu udało mi się znaleźć styl, który do mnie pasuje. Oczywiście z drugiej strony staje przede mną algorytm samego Instagrama, który zmienia się jak w kalejdoskopie i z jakiegoś powodu jedno zdjęcie pokazuje o wiele większemu gronu osób niż kolejne, ale tutaj również chyba zaszły we mnie małe zmiany. Skłamałabym, gdybym powiedziała że to mnie zupełnie nie rusza, bo zdarza się że zdjęcie z którego byłam trochę dumna spotyka się z nikłym odzewem, ale naprawdę bardzo staram się przestać o tym myśleć i wyrzucać sobie, że coś robię nie tak. Pewnych rzeczy nie zmienię, więc staram się zmienić moje myślenie o nich. Nie podchodzę do tej aplikacji przez pryzmat liczb i to się na pewno nie zmieni, a Wasze większe zaangażowanie w komentarzach czy wiadomościach prywatnych sprawia, że mam jeszcze większą motywację do działania i pracy nad moim kontem. Gwiazdą insta nigdy nie zostanę, ale za to mam tam naprawdę cudowną małą społeczność, której nie zamieniłabym na żadną inną! Jeśli jeszcze nie jesteście tam ze mną to serdecznie zapraszam :)


Plecak idealny na co dzień

Na koniec chciałabym Wam pokazać moją ostatnią zdobycz za niecałe 27zł w sklepie internetowym shein! Plecak to praktyczny, wygodny i funkcjonalny dodatek, który sprawdzi się nie tylko w codziennym użytkowaniu ale także w czasie spotkań towarzyskich lub wakacyjnej wycieczki. Po pierwsze pomieści wszystkie niezbędne przedmioty, a co najważniejsze jego noszenie jest dużo wygodniejsze od torebki, która bardzo często zsuwa się z ramienia. Kolejny powód to nasze zdrowie. Plecak nosimy na obu ramionach, dzięki czemu jego ciężar rozkłada się równomiernie, a zawartość nie przeciąża naszego kręgosłupa. Jeżeli jesteś typem osoby, która wszystko musi mieć pod ręką to koniecznie rozważ kupno plecaka – twój kręgosłup będzie Ci wdzięczny.


Aktualnie lecę nadrabiać Wasze blogi, jestem mega ciekawa co u Was słychać! 

Co w trawie piszczy! Świeca, nowości ubraniowe z sieciówek i ulubione pędzle do makijażu

Seria Co w trawie piszczy już dawno nie pojawiała się na blogu, ale muszę przyznać, że zatęskniłam. Lubię tę serię wpisów z dwóch powodów - po pierwsze pisanie tych postów sprawia mi przyjemność, bo chyba każdy ma czasem ochotę porozmawiać na inne tematy niż uroda i kosmetyki ;), a po drugie zazwyczaj wręcz do ostatniej chwili sama nie wiem, o czym będzie kolejny wpis. Kompletnie nie planuje. Tak jest i tym razem. Aktualnie siedzę pod kocem, kot wyleguje mi się na nogach, a ja zabieram się za pisanie.


Świecowy ulubieniec ostatnich tygodni 

Kochani, o tej świecy pisałam w ostatnim poście, ale nie mogłabym nie wspomnieć o niej raz jeszcze. Totalnie jestem kupiona przez ten zapach i będę się nim zachwycać, dopóki nie będę oczarowana na nowo przez jakąś inną kompozycję. Świeca po odpaleniu ma charakter bardzo elegancki, wedle opinii mojego nosa, są to słodkie, otulające kobiece perfumy, w których pierwsze skrzypce grają zdecydowanie akordy waniliowe. To zapach, który sprawia, że czuję się całkowicie błogo. Gdy tylko ujrzę denko od razu kupię kolejny słoik!

Nowości ubraniowe z sieciówek 

Nadeszły chłodne dni, a wraz z nimi ochota na otulające ubrania i przyjemne dodatki. Rzecz bez której moja szafa nie może się obejść to płaszcz. Wygodny, ciepły i dobrze skrojony, chroniący przed wiatrem. Najlepiej wybrać taki rozmiar, aby łatwo ubierało się go na grubszy sweter czy marynarkę. Płaszcz łączymy nie tylko z eleganckimi strojami, ale również z ogromnymi swetrami, t-shirtami z nadrukiem, koszulami, podartymi jeansami, sportowym obuwiem, szalikami... Właściwie ze wszystkim na co przyjdzie nam ochota, ważne, żeby zachować spójny charakter. A jaki płaszcz będzie najbardziej uniwersalny, jeśli nie mamy swojego ulubionego koloru? Oczywiście w neutralnej barwie, najlepiej beżowej (w chłodnej lubi ciepłej tonacji) lub szarej. Ja uważam, że jeśli to ma być jeden płaszcz w naszej szafie, to postawiłabym na beżowy, bo ma zdecydowanie większy potencjał. Ja wybrałam ciepły karmel, który spodobał mi się od razu, gdy go tylko zobaczyłam!

Zwierzęce motywy mogą wydawać się kontrowersyjne. Te ubrania i dodatki od razu rzucają się w oczy! Wiem jednak, że jeśli jednak dostosować się do zasady „mniej znaczy więcej”, z łatwością można ujarzmić ten trend. Wybierając tak charakterystyczne obuwie, które powinno grać pierwsze skrzypce w stylizacji, decyduję się na stonowaną górę. Gdy będzie utrzymana w jednym kolorze – buty będą wyróżniać się jeszcze bardziej. Nigdy nie miałam tego motywu w swojej garderobie, ale te buty naprawdę mi się spodobały!
Przy ujemnych temperaturach tylko odpowiednia ilość warstw zapewni nam optymalną izolację ciała! W mojej garderobie nie mogło zabraknąć rękawiczek i szalika, które będą grzać, a jednocześnie dobrze wyglądać. 



Ulubione pędzle do makijażu

Nie byłabym sobą, gdybym nie wplotła tutaj jeszcze czegoś kosmetycznego, dlatego chciałabym Wam jeszcze na koniec wspomnieć o pędzlach, które używam od jakiegoś roku! Mówię tutaj o Jessup - jest ktoś, kto ich nie kojarzy? Nie dość że wyglądają przepięknie, to są to zdecydowanie najmilsze pędzle, jakie kiedykolwiek miałam. Jakość znacznie przewyższa ich cenę, nawet intensywne użytkowanie nie pozostawiło na nich żadnych śladów, pracuje się z nimi bardzo dobrze. Jeżeli szukacie naprawdę bardzo tanich pędzli, które faktycznie będą się do czegoś nadawały, koniecznie zainteresujcie się marką Jessup, jeśli jeszcze ich nie znacie. Dajcie mi znać jeżeli znalazłyście coś świetnego w niższej cenie, jestem bardzo ciekawa, ale póki co stoję za tym, że po prostu nie ma szans już wycisnąć niższej ceny za taką jakość.


Mam nadzieję, że udało Wam się znaleźć w tym misz-maszu coś ciekawego! Przy okazji dajcie znać co u Was słychać!

Spełniłam swoje marzenie z Prezent Marzeń!

 Ile to razy przy jakiejkolwiek okazji zastanawiałaś się co można jeszcze danej osobie podarować? Portfel już dawno kupiłaś, tak samo pasek, kosmetyki czy perfumy.. No i ile można wręczać tych samych prezentów? Z pomocą przychodzi tu prezent marzeń! Ja stronę znałam już dawno, odwiedzałam kilkukrotnie i zawsze podobała mi się ta idea. Ciekawa jak to działa?

Prezent Marzeń - z czym to się je? 

Prezent Marzeń to strona internetowa, która oferuje nam szeroką gamę upominków na każda okazję. Do wyboru prezenty dla niej, dla niego, a nawet dla dwojga. Możemy zakupić niezapomnianą przygodę z dawką adrenaliny, spokojny weekend w spa, kolację czy po prostu kartę podarunkową. Wybór jest ogromny, a prezenty „wystrzałowe”. Tak naprawdę każdy znajdzie coś dla siebie lub bliskiej osoby. Jeśli marzycie o locie szybowcem, skoku na Bungee czy chociażby masażu czekoladą, to właśnie na ich stronie możecie kupić voucher.


Musicie wiedzieć o kilku sprawach technicznych, żeby łatwiej Wam było znaleźć odpowiedni prezent nawet na ostatnią minutę. Przede wszystkim atrakcje zostały podzielone na kategorie bądź na województwa - jak Wam wygodniej. Wszystko załatwiacie jednym kliknięciem. Każde zamówienie możecie opłacić zarówno przelewem tradycyjnym, kartą kredytową lub transakcją online. Dla wszystkich voucherów wysyłanych pocztą  możliwa jest również zapłata przy odbiorze. 


Zaletą jest to, że jego ważność to 365 dni, czyli cały rok. Tak więc osoba, która go dostanie spokojnie może dopasować do siebie termin kiedy będzie chciała z niego skorzystać i nic nikomu nie przepadnie.

Co kryje mój voucher?

Propozycji jest naprawdę mnóstwo, jest w czym wybierać, a sam voucher jest zapakowany w ładne pudełeczko/puszkę i torebkę prezentową. Spośród wszystkich propozycji właśnie lot paralotnią najbardziej przypadł mi do gustu. Od zawsze chciałam bujać w chmurach. Przy pogodzie którą mamy obecnie prawie co dzień nad naszym domem latają moto i paralotniarze, a ja zazdrościłam im wolności i widoków jakie mają okazję podziwiać. I to jeszcze teraz, latem, kiedy jest tak pięknie. 


Teraz, kiedy jestem już po swoim pierwszym locie paralotnią, wiem, że nie był to mój ostatni lot! Było naprawdę niesamowicie! Z góry wszystko wygląda pięknie. Ciężko mi tutaj cokolwiek opisać, zdjęcia nie oddałyby tych wszystkich emocji. To było świetne, tak mieć świat pod nogami!

Podaruj emocje! 

Spraw, że prezent, którym zostanie obdarowany na długo pozostanie w jego pamięci. Taki nietypowy prezent, jak choćby lot paralotnią, to znakomita alternatywa dla zwykłych skarpet czy zegarka! Nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Was do zapoznania się z ofertą Prezentu Marzeń, szczerze polecam, niesamowite wspominania! 




A Ty co byś wybrała? 


Co w trawie piszczy! Rocznica istnienia bloga, polski slasher i świetna książka

Rutyna dnia codziennego to coraz trudniejszy temat, przynajmniej dla mnie. Siedzę w domu już drugi miesiąc i mimo, że staram się nie narzekać, to naprawdę chciałabym wyjść gdzieś wieczorem ze znajomymi i spędzić czas dobrze się bawiąc. Plus jest taki, że ruszyłam cztery litery i zaczęłam trochę ćwiczyć, znajdując przeróżne filmiki na youtubie. Macie kogoś z kim lubicie ćwiczyć? Chętnie zajrzę i przekonam się, czy to coś dla mnie! Ale dzisiaj nie o tym! Zapraszam do dalszego czytania.



Pierwsza rocznica istnienia bloga!

Szczerze przyznaję, że trochę przysnęłam w tym temacie, bo rocznica wypadała dokładnie 19 kwietnia, ale cii.. myślę, że można mi to wybaczyć! Nie macie pojęcia, ile emocji mną targa w tym momencie. Niedowierzanie. Duma. Wdzięczność. Szczęście. Nie wiecie tego, ale zanim założyłam tego bloga, bardzo długo miałam ten pomysł w głowie. Zakładałam blogi, aby zaraz je usunąć, bo nie byłam pewna, czy powinnam się w to pchać, czy dam sobie radę. Praca nad nowymi notkami stanowi dla mnie odskocznię od codzienności, chwilę relaksu po ciężkim dniu i mam nadzieję, że będę się w tym spełniać jeszcze bardzo długo. Cały czas koncentruję się na tym, aby na blogu znalazły się ciekawe i wartościowe wpisy. Ogromnie się cieszę, że jesteście tutaj ze mną. To naprawdę wiele dla mnie znaczy!



Pierwszy polski slasher, czyli "W lesie dziś nie zaśnie nikt" 

W piątek 20 marca 2020 roku film Bartosza M. Kowalskiego miał swoją premierę na platformie Netflix. Nie trafił tydzień wcześniej do kin z powodu koronawirusa, ale o tym zapewne już wiecie. ,,W lesie dziś nie zaśnie nikt" to pierwszy polski slasher horror, który przy okazji miał całkiem mocną kampanię marketingową. Nic więc dziwnego, że film wzbudza zainteresowanie u szerokiej publiczności. Według mnie „W lesie dziś nie zaśnie nikt” nie jest dobrym filmem. Nie ma skrupulatnie zbudowanego scenariusza, brakuje mu pełnokrwistych bohaterów, dialogi momentami brzmią sztucznie, a nieprawdopodobieństwo wydarzeń i głupota postaci potrafią porazić. Nie chcę rzucać Wam tutaj spojlerami, dlatego zostawiam tylko moje zdanie na temat tej ekranizacji. Jako fanka horrorów, oglądając ten film czułam wielkie zażenowanie i rozczarowanie jednocześnie. Być może zbyt surowo do niego podeszłam, ale niestety.. nie było w nim nic, co mogłoby mi się spodobać - nawet szukając na siłę.



''Pacjentka" Michaelides Alex

Ceniona malarka i fotografka mody Alicia Berenson wiedzie życie, jakiego z pozoru każdy mógłby jej pozazdrościć. Jednak pewnego wieczoru, gdy jej mąż Gabriel wraca do domu, Alicia pięć razy strzela mu w głowę. Od tego momentu kobieta przestaje mówić. Nikt poza nią nie wie, co wydarzyło się tamtej nocy. Ostatecznie trafia do zamkniętego ośrodka psychiatrycznego Grove.
Konstrukcja "Pacjentki" na pierwszy rzut oka wydaje się zawiła, dwutorowa narracja, liczne retrospekcje i przeskoki fabularne mogą sporo namieszać, ale o dziwo tego nie robią. Co więcej, po przeczytaniu całości, zyskują dodatkową wartość i sens. Fabuła opiera się na dwóch głównych wątkach, które zdają się nie mieć ze sobą nic wspólnego, toczą się jakby obok siebie, ale tylko do czasu. W końcu zataczają koło i tworzą jedną logiczną całość. Co ważne dzieje się to zaledwie kilkanaście stron przed końcem powieści. Zanim jednak do tego dojdzie, Alex Michaelides doskonale mydli nam oczy, podsuwa mylne tropy, manipuluje. 


Warsztat pisarski Michaelidesa jest lekki i przystępny, co pozwoliło mi na bardzo szybkie ukończenie lektury. Od samego początku historia przedstawiona przez autora bardzo mnie zaintrygowała, co w połączeniu z prostym warsztatem pisarskim oraz wartką akcją sprawiło, że od początku do końca nie mogłam oderwać się od czytania. Ponadto do samego końca nie domyślałam się zakończenia. Autor bardzo zwodził i zwodził, a na sam koniec byłam niezwykle zaskoczona. W kręgu moich podejrzanych bez wątpienia nie było tej osoby! Książka bardzo mi się podobała i szczerze polecam się z nią zapoznać!




Znacie film lub książkę z dzisiejszego wpisu? Dajcie znać co u Was!